sobota, 31 grudnia 2011

Pół roku przed Euro.

Pół roku przed Euro

Autorem artykułu jest Adam Bartosz


Eliminacje zakończone, grupy rozlosowane, terminarz ustalony, ośrodki treningowe wybrane i jedyne co pozostało uczestnikom nadchodzącego Euro to przygotowania, trening i modlitwa o brak kontuzji. Różne warianty sytuacyjne Polaków zostały już omówione, ale czy ogólnie nie jest zbyt optymistycznie?

Większość mediów po losowaniu gruchnęła "Jesteśmy w grupie marzeń!" Owszem, trafił nam się układ grupy o jakim nawet nie słyszałem, że byłby najlepszy, ale mimo to piszą że lepiej trafić nie mogliśmy. Czy aby napewno jest tak super? Myślę, że mimo wszystko tak. To nie są przeciwnicy z najwyższej półki, ale tak bardzo cieszyć to moglibyśmy się cieszyć gdybyśmy mieli grać z nimi za najlepszych czasów reprezentacji Beenhakera (mam na myśli mecze z Portugalią, Czechami itp. gdy był wspomniany trener). To była najlepiej grająca reprezentacja Polski 21 wieku. Mimo, że wcześniej Engel i Janas odnosili sukcesy, to nie były to wygrane z przeciwnikami z pierwszej 10 czy 15 rankingu i na dodatek o punkty. Teraz to jest zupełnie inny zespół. Wtedy jakaś ciągłość reprezentantów. A pan Smuda chciał zrewolucjonizować kadrę i tak mu to wyszło, że zabrał się za wszystko na raz zamiast przynajmniej za jedną rzecz i wykonać ją dobrze. Wtedy to by była grupa marzeń, ale teraz to jest tylko grupa ulgowa.

Oficjalne logo Euro 2012 

Teraz jest wszystko pogmatwane i my sami nie wiemy kto będzie grał, a kto będzie czyim zmiennikiem. Tyle tych nagłych zwrotów i zmian, najpierw była mowa, że nie będzie żadnych naturalizacji - teraz mamy najwięcej w historii Polski, dalej gdy był obecny selekcjoner trenerem Lecha, mówił o komforcie pracy w reprezentacji, że w klubie musisz grać tym co masz, a w kadrze to jak nie masz Kokoszki to są inne pierożki. Co było jak objął stanowisko, które było jego marzeniem? Stwierdził że nie ma lepszych. Nie da rady nic zrobić. Po świecie to można jeździć i zwiedzać razem ze swoimi ludźmi i kierownictwem chlewu z ul. Miodowej (chyba że już się przenieśli) który zarządza rozgrywkami ligowymi w Polsce. Nie chce już się tego wymieniać. Wszyscy wiemy, że po objęciu stanowiska trenera reprezentacji Polski, czy jak już mówią reprezentacji PZPN stracił szacunek większości Polaków, jeśli nie wszystkich.

 

 Byli kadrowicze (jak również i ja) uważają, że drużynie Smudy brakuje stylu i rezerwowych. - Nie mamy żadnych szans wyjść z grupy - mówi Jerzy Dudek.

Jerzy Dudek - 59-krotny reprezentant Polski

Rywale też się cieszą, że grają z Polską - mówi Dudek, 59-krotny reprezentant, były piłkarz Realu Madryt, zwycięzca Champions League z Liverpoolem. - Znają nasze atuty i wady. Wiedzą, że Kuba i Robert są najgroźniejsi, więc to ich spróbują powstrzymać w pierwszej kolejności. Ważniejsze, byśmy my niczym nie byli zaskoczeni.

 63-letni Franciszek Smuda prowadzi reprezentację od 25 miesięcy. - W klubach był nieprzejednany. Zapracował na duży szacunek i uznanie, bo koncentrował się na pracy z drużyną, nic innego go nie interesowało - mówi Marek Koźmiński, 46-krotny reprezentant, srebrny medalista olimpijski z Barcelony z 1992 roku, który rozegrał ponad 100 meczów w Serie A i wystąpił na mundialu w Korei. - W kadrze wziął na siebie zbyt dużo obowiązków i widać, że źle się z tym czuje, jest zagubiony. Chce być trenerem, selekcjonerem, rzecznikiem, kierownikiem, dyrektorem, a ostatnio PR-owcem. Stał się politykiem i nauczycielem dobrego wychowania. A przez dwa lata nie znalazł odpowiedzi, po co powoływał aż tylu zawodników. Dziś nawet on nie ma w głowie podstawowej jedenastki na Euro. Jest sześciu-siedmiu pewniaków, ale w piłkę gra się po jedenastu.

 - Niepokoi mnie brak rywalizacji o miejsce w jedenastce i brak zmienników - dodaje Grzegorz Mielcarski, dziesięciokrotny reprezentant, srebrny medalista z Barcelony, były piłkarz FC Porto, dziś ekspert Canal+. - Szczęsny, Lewandowski, Błaszczykowski i Piszczek są niezastąpieni. Czy trener jednak jest gotowy na przykrą niespodziankę? Kto może zastąpić będącego w słabej formie Obraniaka, kto Peszkę albo Mierzejewskiego, który siedzi na ławce w Trabzonsporze? Dziś nikt nie mówi tego głośno, ale boję się, że po mistrzostwach usłyszymy: "Grali rezerwowi w klubach, ale lepszych nie znaleźliśmy". Trudno nie mieć wrażenia, że kadra działa na zasadzie "jakoś to będzie". Po dwóch latach za dużo pytań pozostało bez odpowiedzi.

Jak widzimy nie ma co się zachwycać losowaniem i co to my nie zdziałamy na Euro. Lepiej być pokornym i przygotowanym na najgorsze - w sensie sportowym, choć i w innych aspektach organizacyjnych możemy zaskoczyć zarówno pozytywnie jak i negatywnie.

---

www.tylkozwyciestwo.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy można ufać poradom w sieci ?

Czy można ufać poradom w sieci?

Autorem artykułu jest Kinga Marciniak


Z jednej strony internet stał się głownym źródłem informacji, z drugiej jego powszechność i swoboda publikacji sprawiają, że wielu użytkownikom sieciowe treści wydają się mało wiarygodne. Nie dyskwalifikuje to jednak wszystkich informacji, które udostępnia sieć. Trzeba tylko wiedzieć w jaki sposób je weryfikować. 

Google i inne przeglądarki przyzwyczaiły swoich użytkowników do tego, że mogą w nich znaleźć odpowiedzi na każde pytanie, nawet dotyczące sfery intymnej, uczuciowej lub emocjonalnej. To przeważnie w tych kwestiach użytkownicy wolą zwrócić o pomoc do wszechwiedzących stron www. Stawiają przede wszystkim na anonimowość i fakt, że swoim problemem mogą dzielić się z innym siedząc bezpiecznie w domu. Nic dziwnego, że internet kusi tych, którzy nie mogą zwrócić się z problemem do bliskich lub chcą po prostu zasięgnąć rady większej grupy. Wystarczy wpisać odpowiedni zwrot by przed oczami pojawiła się wirtualna kopalnia wiedzy z informacjami z całego świata. W co kliknąć?

Forum

Bardzo popularne, ale niestety jedno drugiemu nierówne. Niektóre z nich są całkowicie niekontrolowane, a ich użytkownicy za nic mają sobie netykietę. Na tego typu forach mnóstwo  jest „śmieciowych” wpisów a znalezienie wartościowej odpowiedzi na zadane w temacie pytanie graniczy z cudem. Nie warto się jednak zrażać. Jeśli poszukujesz rozwiązania konkretnego problemu znajdź forum zajmujące się tym konkretnym tematem lub jego ogólniejszym zakresem. Masz duże szanse, że trafisz dokładnie na to czego szukasz. Liczba forów w sieci jest niezliczona. Te najnowsze coraz częściej prowadzone są w sposób odpowiedzialny przez osoby, którym zależy na wspieraniu innych, dzieleniu się problemami i wzajemnym pomaganiu. Nie znajdziesz na nich reklam, spamów, wulgaryzmów ani wpisów, które nie wnoszą nic do dyskusji. Forum tematyczne to świetna forma wsparcia. Z doświadczenia wielu użytkowników wynika, że nierzadko w ten sposób zawierane znajomości przenoszą się na świat realny. Niewątpliwą zaletą forów internetowych jest to, że podczas dyskusji nie tylko można poznać opinie innych, ale przede wszystkim nauczyć się wyrażania swoich opinii w sposób, który nie urazi innych użytkowników. Fora mają jednak również swoje minusy. Jeśli poszukujemy konkretnej porady możemy nie uzyskać jej na forum na którym nie ma żadnego specjalisty w tej dziedzinie i mimo szczerych chęci współużytkowników problem pozostanie nierozwiązany.

Wirtualne magazyny

Na stronach internetowych zajmujących się doradzaniem  i publikujących artykuły poradnicze zaczęły pojawiać się nowe funkcjonalności – zapytaj specjalisty. Ze zdjęcia uśmiecha się sympatycznie wyglądająca pani lub pan i zachęca do skorzystania z porad. Zazwyczaj takie doradzanie ma formę odpowiedzi na przesłanego maila czyli tak zwanej porady niesynchronicznej.  To bardzo popularna metoda internetowej pomocy. Niestety bywa tak, że wysyłasz często bardzo intymne informacje o sobie ludziom, którzy nie są kompetentni do udzielania porad. Anonimowość tych osób to pierwszy sygnał i szansa by zastanowić się czy rzeczywiście warto powierzać komuś swoje problemy i sekrety.  Nie dość, że nie można być pewnym co do jakości uzyskanej porady, istnieje również ryzyko, że treść pytania jak i odpowiedzi zostanie opublikowana bez zgody. Przed wysłaniem wiadomości do specjalisty lepiej upewnić się w jaki sposób redakcja serwisu skorzysta z jej treści. Nie ma oczywiście nic złego w publikowaniu tego typu informacji, ważne natomiast jest to, by autor pytania lub problemu zdawał sobie z tego sprawę.

Poradnictwo on-line

To całkiem nowa forma pomocy, choć w ostatnich latach coraz więcej serwisów oferuje profesjonalne wsparcie psychologów, trenerów lub coachów. Czym różnią się od wirtualnych magazynów ze specjalistami? Serwisy oferujące pomoc on-line zajmują się wyłącznie lub przede wszystkim prowadzeniem konsultacji, nie jest to ich działalność dodatkowa. Daje to użytkownikowi gwarancję, że pomagające osoby są rzeczywiście wykwalifikowane w danej dziedzinie. Osoby udzielające pomocy nie mogą być anonimowe. Przed skorzystaniem z takiej usługi upewnij się czy znasz imię i nazwisko specjalisty oraz jego doświadczenie. Podstawowym zadaniem serwisu prowadzącego pomoc on-line jest doprowadzenie do kontaktu osoby potrzebującej ze specjalistą. W USA od dłuższego czasu można korzystać już z regularnej, profesjonalnej terapii prowadzonej przez wykwalifikowanych psychologów. W Polsce ta forma usług dopiero się rozkręca, ale już teraz można zapisać się na konsultacje do lekarza rodzinnego, dermatologa, skorzystać z rad pedagoga, coacha lub  terapeuty problemów alkoholowych. 

---

www.psychospace.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Tylko człowiek wykształcony jest wolny.

Tylko człowiek wykształcony jest wolny.

Autorem artykułu jest Krzysztof Dmowski


Wykształcenie możemy rozumieć na wiele sposobów, jednak lata nauki, czy posiadanie kilku fakultetów, nie zawsze czynią kogoś wykształconym.

 

Dziś wiele znaczy zbieranie papierków na dowód ukończenia uczelni. Uczymy się przez długie lata, a po skończeniu szkoły nie pamiętamy „zdobytej” wiedzy, o ile nie poszerzamy jej nadal. Prawdziwą wolność daje wiedza. I duże znaczenie ma to, gdzie i w jaki sposób ją zdobywasz. Jednak w większości przypadków, wszelkie świadectwa lądują w szufladzie, a ty musisz się przekwalifikować, żeby po latach nauki zarabiać pieniądze. Nikt nie zatrudnia na ładne oczy! I nie piszę tego dlatego, że jestem przeciwny zdobywaniu wiedzy, ale nauka zawsze musi do czegoś prowadzić. W wielu krajach chcąc zdobyć pracę musisz udowodnić jak wiele potrafisz, a nie pokazać to, co ze sobą przyniosłeś.

Jestem zwolennikiem poszerzania wiedzy, która rozwija i pozwala szeroko patrzeć na świat. Mądry człowiek zawsze pragnie poznawać ukryte i wyjaśniać nieznane. Mądremu człowiekowi nie wystarczy proste tłumaczenie: „samochód uderzył w drzewo”. Wykształcony, inteligentny człowiek zawsze doszuka się prawdy.

Człowiek opuścił jaskinię z potrzeby rozwoju i pogłębiania wiedzy. Potrzeba rozwoju sprawiła, że pragnął polepszać swoje warunki życia. Zawsze ukrywanie tajemnic ma cel. Odwracanie uwagi od zaistniałych faktów. Ktoś zrobił coś złego… gdyby większość ludzi pragnęła poznawać prawdę, wówczas niewiele dałoby się ukryć.

Często przyjmujemy nierealną ideologię i nie ma potrzeby jej rozumienia. Tylko w hollywoodzkich filmach można zauważyć bezsensowne teorie, w których Bóg, potrafiący stworzyć świat, jest bezradny jak dziecko i jakiś człowiek musi go wyręczyć. Jak Bóg może być bezradny? Czy taki kit można wstawić mądremu człowiekowi?

 Najtrudniej jest kierować mądrym społeczeństwem i dziś robi się wszystko żeby tego unikać. A dodatkowo przyczynia się do tego TV, komputery, Internet. Ludzie porzucili poszukiwanie wiedzy i pogłębianie jej dla wygody. Mądry i wykształcony człowiek na polityka wybiera kogoś na swoim poziomie lub o wiele wyższym. Potrafi swoją wiedzę przekazać innym i zafascynować sobą. Można nawet zaprzeczyć teorii: „z kim się zadajesz takim się stajesz” — z punktu widzenia kogoś wykształconego, bo z takim człowiekiem każdy chce przebywać. Zamiast uderzyć kogoś w twarz, można go ugodzić jednym słowem o wiele boleśniej.

Profesjonalizmu nie nauczy telewizja, czy gry komputerowe. Relacje międzyludzkie można poszerzać tylko przez działanie. Tylko zdobywanie wiedzy, praktyka, sprawi, że społeczeństwo zaczyna się budzić i patrzeć trzeźwo na świat.

Często ktoś mnie pyta: „po co ludzie żyją na świecie?” Długo zastanawiałem się kiedyś nad tą odpowiedzią, ale dziś mogę odpowiedzieć w ten sposób: „ludzie żyją po to, żeby się rozwijać, zdobywać wiedzę i przekazywać ją swoim dzieciom, aby te mogły zdobytą wiedzę poszerzać i przekazywać dalej — tak wygląda rozwój”. I nawet jeżeli się mylę, to ta teoria ma swoją rację bytu.

 

---

Krzysztof Dmowski
http://www.kdpowiesci.republika.pl/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

środa, 14 grudnia 2011

Obudził się w trumnie #1

Obudził się w trumnie #1

Autorem artykułu jest Marcin Gaworski


Pierwszy przypadek dotyczy 76-letniego Józefa Guzy, który po trzech godzinach od „swojej śmierci” został umieszczony w trumnie i w ostatniej chwili, tuż przed jej zamknięciem szef zakładu pogrzebowego wyczuł tętno u denata.

Akt zgonu

Dom Józefa Guzy

Był poranek 29 grudnia, pan Józef poszedł do stodoły, w której znajdują się jego ule, do których jest bardzo przywiązany. W pewnym momencie nagle zasłabł i stracił przytomność. Leżąc na ziemi nie dawał żadnych oznak życia. Jego żona wezwała pogotowie.

Doświadczona lekarka, która ma specjalizację II st. z anestezjologii i reanimacji stwierdziła, że pacjent jest bez oddechu, bezakcji serca, ciało ma wychłodzone, z cechami śmierci - mówi Jerzy Wiśniewski, rzecznik Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. Po dokładnym badaniu lekarka stwierdziła zgon.

Przyjazd pracowników zakładu pogrzebowego

Trzy godziny po zdarzeniu, do domu pana Józefa przyjechali pracownicy Zakładu Pogrzebowego „Charon” z Połomii. Dariusz Wysłucha (45 lat, szef firmy, od 23 lat pracuje w również jako ratownik górniczy w kopalni) wraz ze swoim pomocnikiem włożyli ciało nieboszczyka do trumny, a następnie poprawili jeszcze ułożenie.

Gdy przyjechaliśmy, ten pan od kilku godzin leżał za budynkiem gospodarczym przykryty prześcieradłem. Tuż przed zamknięciem trumny poprosiliśmy rodzinę, by zabrała cenne rzeczy – mówi pan Dariusz.

Powrót do życia

Dariusz Wysłucha

Żona pana Józefa zdecydowała, że zięć zabierze zegarek na pamiątkę, a łańcuszek zostanie na szyi zmarłego.

I dotknąłem szyi w okolicy tętnicy i oniemiałem. Sprawdziłem jeszcze raz i krzyknąłem „jest puls”! Kazałem jeszcze sprawdzić koledze. Nachyliłem się bardziej i usłyszałem, że ten człowiek oddycha. Boże! To był cud!
– mówi pan Wysłucha.

Następnie wezwano karetkę pogotowia. Dyspozytorka nie mogła uwierzyć, że szef zakładu pogrzebowego wyczuł puls u osoby, która przed trzema godzinami była martwa. Na miejsce przyjechała ta sama karetka, która rano wystawiła panu Józefowi akt zgonu. Wyziębionego i oddychającego pacjenta zabrano do szpitala.

Boże, gdybym zamknął trumnę, a mogłem to zrobić, byłaby tragedia. Coś mnie tknęło by dotknąć szyi. Cieszę się, że pan Józef żyje i życzę mu szczęścia. Leżeć w trumnie i ożyć to dopiero cud – mówi pan Dariusz.

Pan Józef

Nikt nie wie, co się stało. Stwierdzono, że pacjent nie miał ani zawału, ani zapaści. Praktycznie był martwy. Kilka dni spędził w oddziale intensywnej terapii, a później trafił na internę. Teraz osłabiony i szczęśliwy jest w swoim domu i w dalszym ciągu może zajmować się swoimi ukochanymi ulami.

Szef firmy pogrzebowej uratował mi życie. Jestem mu wdzięczny i bardzo dziękuję. Dostanie ode mnie duży garniec miodu, aby zdrowie go nigdy nie opuściło.
– mówi Pan Józef

---

Destrudo.pl - Futurystyczny portal psychologiczny. W portalu między innymi skrajne i drastyczne obszary psychologii, nie dla każdego...
Forum.Destrudo.pl - już działa!

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Kim są użytkownicy Facebooka?

Kim są użytkownicy Facebooka?

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki


Facebook, największy portal społecznościowy zgromadził już 800 milionów użytkowników. Wiedza o tym kim są i jak zachowują się po zalogowaniu?

Taka wiedza jest niezwykle ważna dla osób zajmujących się social media marketingiem, ale także tych przedsiębiorców, którzy zastanawiają się nad stworzeniem Fanpage'a dla swojej firmy.

 

Przeciętny użytkownik Facebook ma 38 lat i średnia jego wieku wzrosła o 5 punktów w porównaniu z rokiem 2008. jednak jak wykazały badania Consumer Reports, aż 7.5 z 20 milionów niepełnoletnich użytkowników ma mniej niż 13 lat, co jest sprzeczne z regulaminem portalu Marka Zuckerberga.

 

Raport „Wojna płci na Facebooku” stworzonego przez agencję K2 oraz Interactive Research Center przedstawia różnice, jakie występują pomiędzy częścią męską i żeńską w użytkowaniu tej platformy społecznościowe. Wynika z niego,że to Polki stanowią większą, bo 53,5% część aktywnych użytkowników oraz aż trzykrotnie większą liczbę znajomych niż Polacy. Panie również chętniej dzielą się informacjami o wykształceniu (31,8% w porównaniu z 25,7% mężczyzn), ale mają duże opory w dzieleniu się wiedzą o wykonywanej pracy (tylko 4,6% i 35,7% panów). To także kobiety są aktywniejszymi użytkowniczkami – częściej klikają 'lubię to”, komentują i dodają nowe posty. Co ciekawe ich aktywność jest największa w godzinach porannych – od 7.00 do 10.00. mężczyzn natomiast w godzinach południowych od 11.00 do 13.00.

 

Natomiast o tym, co robi przeciętny użytkownik informują zagraniczne raporty. Poniższe dane są istotne zwłaszcza dla firm, które mają lub planują mieć stronę firmową na Facebooku. Szczególnie chętnie klikany jest przycisk „lubię to”. Nie wymaga on szczególnej kreatywności, nie trzeba konstruować wypowiedzi, uwalnia też od prowadzenia dyskusji. Użytkownicy najbardziej lubią posty, które pojawiają się na ścianie, obrazki, komentarze innych osób, filmy, strony nie będące Fanpagem firmy, choć te także cieszą się dużą popularnością. Tylko 8 % ankietowanych twierdzi, że w ogóle nie używa omawianego przycisku.

 

Równie istotne co klikamy, ważne jest dlaczego to robimy. W tym zestawieniu na pierwszym miejscu ex equo plasuje się chęć pokazania, że użytkownik zgadza się z publikowaną treścią lub po prostu mu się ona podoba. Aż 14% jako przyczynę wskazuje zwykłą sympatię w stosunku do firmy lub marki, a 10 % chce znać najnowsze informacje z nią związane. 7% ankietowanych przyznaje, że chce pokazać swoim znajomym, że interesuje go ta firma lub produkt, a 6% chce podjąć z nią dyskusję.

 

Powyższe dane wskazują, że Facebook przestał być miejscem, w którym można podzielić się zdjęciami z wakacji i spotkać starych, acz rzadko spotykanych znajomych. Zgromadzona w nim społeczność traktuje Facebooka jak jedno z głównych źródeł informacji i panel, gdzie mogą ujawniać swoje poglądy, zgłaszać zażalenia, chwalić się in innych. Potencjał jaki w nim tkwi został już dawno odkryty, choć nie przez wszystkie firmy wykorzystany. A szkoda, bo social media marketing jest nie tylko jednym z tańszych, ale także bardziej skutecznych sposobów na wypromowanie nieznanej marki lub poprawę niekorzystnego wizerunku. A jeżeli jeszcze ktoś się zastanawia, powinien sobie zadać pytanie: „Czy są tam moi klienci?”. A potem kolejne: „Skoro są to dlaczego mnie jeszcze tam nie ma?”.

---

T.G.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 11 grudnia 2011

W sprawie federalizacji UE

W sprawie federalizacji UE

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak


Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że już niedługo Unia Europejska zostanie oficjalnie ogłoszona federacją. Nieoficjalnie jest nią już od dwóch lat.

W niniejszym artykule chciałabym się odnieść do ostatnich wydarzeń politycznych, a ściślej - do spraw związanych z Unią Europejską i jej porządkiem prawnym. Od jakiegoś czasu media podają, że politycy unijni otwarcie mówią o planach związanych z federalizacją UE. W wypowiedziach polskich dyplomatów padają takie wyrazy jak “federacja” czy “supermocarstwo”, a dygnitarze zagraniczni posuwają się wręcz do stosowania wyrażenia “Stany Zjednoczone Europy” (cytat z portalu Wiadomosci.Onet.pl: “Były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder opowiedział się za utworzeniem Stanów Zjednoczonych Europy ze wspólnym rządem gospodarczym”).

Żeby zrozumieć, o co chodzi, trzeba przede wszystkim znać pojęcie federacji. Jestem przekonana, że każdy dorosły Polak przynajmniej raz w życiu zetknął się z tym terminem, ale wątpię, czy definicja tego słowa jest powszechnie znana i pojmowana. Wielu ludzi ma tendencję do zapominania pojęć wyniesionych ze szkoły, a doświadczenie życiowe pokazuje, że nawet zasiadającym w Sejmie doktorantom politologii może się wszystko mylić. Jeśli Unia Europejska ma być federacją, to wypada sprawdzić, co oznacza ten wyraz. No, więc co to jest federacja? Aby zachować obiektywizm, skorzystajmy z kilku źródeł - zarówno wirtualnych, jak i drukowanych.

Definicja z polskojęzycznej Wikipedii:

“Federacja (łac. foederatio – sprzymierzenie) – państwo składające się z mniejszych, obdarzonych autonomią państw związkowych (np. stanów, krajów, prowincji, kantonów, landów), ale posiadających wspólny (federalny) rząd. Państwa związkowe posiadają zwykle szeroką autonomię wewnętrzną oraz tworzą w niektórych kwestiach własne prawa, wspólna pozostaje najczęściej polityka zagraniczna i obronna. Kraje federacyjne posiadają wspólną walutę”

Definicja ze “Słownika Języka Polskiego PWN” (sjp.pwn.pl):

“federacja
1. państwo powstałe przez połączenie krajów, kantonów, stanów itp., które zachowują autonomię we wszystkich dziedzinach, z wyjątkiem obrony, finansów i polityki zagranicznej
2. związek stowarzyszeń, organizacji zawodowych, politycznych itp."


Definicja z “Encyklopedii PWN” (encyklopedia.pwn.pl):

“państwo związkowe, państwo federalne, forma państwa;
składa się z jednostek administracyjno-terytorialnych, które mają zagwarantowane konstytucyjnie prawa i mogą korzystać z niezależności wobec organów centralnych w wielu dziedzinach (m.in. tworzenie prawa, system szkolny), oprócz polityki zagranicznej i obronnej; np. Kanada, Niemcy, USA”


Definicja z książki “Słownik szkolny. Wiedza o społeczeństwie” (wydawnictwo Zielona Sowa, Kraków 2008, strony 179-181):

“Państwo federalne (związkowe) - takie państwo, które jako podmiot prawny jest wtórne w stosunku do swych części składowych. (…) Podmioty federacji przekazują część swych suwerennych uprawnień na rzecz władz centralnych. Sprawy nieprzekazane jednoznacznie organom federacji pozostają w kompetencjach poszczególnych landów, kantonów, stanów itd. (…) Obywatele państwa związkowego mają równocześnie obywatelstwo prowincji, w której mieszkają, i całej federacji. To drugie jest naturalnie ważniejsze. (…) Federacje powstawały na mocy aktu prawnego łączącego suwerenne państwa. Akt ten przewidywał przekazanie części kompetencji i praw władzom centralnym. Taki akt określamy mianem ‘unii’. Często jako ‘unię’ określa się nowo powstałe państwo związkowe. Dotyczy to Stanów Zjednoczonych, których pełna nazwa w języku angielskim brzmi United States of America (co dosłownie należałoby przetłumaczyć: Zjednoczone Państwa Ameryki)”

Lektura powyższych definicji nie pozostawia złudzeń. W federalizacji Unii Europejskiej chodzi o powołanie do życia nowego państwa: rozległego mocarstwa złożonego z krajów, które dotychczas były samodzielnymi, odrębnymi, niepodległymi bytami. Jedną z części tego państwa ma być Polska, której status w UE będzie mniej więcej taki jak Minnesoty w USA. W Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej każdy ze stanów posiada własną konstytucję i własny parlament, jednak mają one zdecydowanie mniejsze znaczenie niż konstytucja centralna i parlament centralny.

Stan funkcjonuje w obrębie federacji, zatem zakres jego swobody i kompetencje jego władz są mocno ograniczone. Kiedy Unia zostanie ogłoszona federacją, Parlament Rzeczypospolitej Polskiej stanie się naszym parlamentem stanowym, a Parlament Europejski - parlamentem federalnym. My sami będziemy w pierwszej kolejności obywatelami UE, w dalszej zaś obywatelami Polski. Porównajmy to do USA. Najpierw jest się obywatelem Stanów Zjednoczonych, a potem - obywatelem Minnesoty. Podobnie jest w Rosji. Jeśli chcemy określić swój kraj, to najpierw musimy wymienić Federację Rosyjską, natomiast później np. Czeczenię. Można wcale nie podawać nazwy części składowej. Wystarczy powiedzieć “Mieszkam w Rosji”, bo przecież Czeczenia jest elementem rosyjskiej krainy.

Gdy Unia Europejska stanie się federacją, prawdopodobnie będzie się od nas wymagać, abyśmy odnosili się do niej jak do swojej ojczyzny, czyli z szacunkiem i pokorą. Wszelkie wypowiedzi postulujące wycofanie Polski z UE będą interpretowane jako separacjonizm (tak właśnie potraktowano by kogoś, kto wzywałby do odłączenia Minnesoty od USA albo Czeczenii od Rosji). Patriotyzm zaś zostanie określony jako anachroniczna i szkodliwa “ideologia nienawiści”. W tym miejscu wypada podkreślić, że absolutnie nie należy mylić federacji z konfederacją. O ile z konfederacji, czyli luźnego zrzeszenia państw, da się łatwo wypisać, o tyle z federacji, państwa związkowego, raczej nie można ot tak wyjść.

Wobec powyższego, warto się mentalnie przygotować na ogromne zmiany, jakie prędzej czy później nastąpią w naszym życiu. Przede wszystkim, trzeba zrozumieć, że federacje są zazwyczaj trwałe - istnieją dziesiątki lub setki lat. Jeśli Unia Europejska zamieni się w państwo związkowe, to wielu z nas najprawdopodobniej nie dożyje powrotu do tradycyjnych, suwerennych państw narodowych. Proponuję Czytelnikom, aby już teraz się zastanowili, jak będzie wyglądało ich życie w nowym, rozległym, federacyjnym, europejskim państwie. Należy się dobrze przygotować na to, co wkrótce nadejdzie, żeby w momencie X nie być całkowicie zagubionym i zdezorientowanym.

Niewykluczone, że już niedługo obywatele Unii będą nazywani narodem europejskim, analogicznym do narodu amerykańskiego. Media będą mówić, że światem rządzą cztery kraje: UE, USA, Rosja i Chiny (o naszej Ojczyźnie raczej nie będzie się wspominać, albowiem przestanie ona być samodzielnym organizmem państwowym. Tak jak dzisiaj nie rozprawia się o polityce Dakoty Północnej, tak w przyszłości nie będzie się rozprawiać o polityce Polski). Dla wielu z nas, między innymi dla mnie, nowy porządek Europy okaże się czymś niesamowicie przykrym. Przyjmijmy do wiadomości, że czeka nas cios w serce, i pamiętajmy, że ból spodziewany jest łatwiejszy do zniesienia niż niespodziewany.

O federalizacji UE piszę w czasie przyszłym, ponieważ mam na myśli oficjalne, formalne, jawne i jednoznaczne przekształcenie tego tworu w supermocarstwo. Nie zmienia to jednak faktu, że Unia Europejska nieoficjalnie jest federacją już od dwóch lat. 1 grudnia minęła druga rocznica wejścia w życie Traktatu z Lizbony. To właśnie ten dokument zreformował Unię w taki sposób, że upodobniła się ona do państwa związkowego (zapraszam do czytania mojego artykułu pt. “Stany Zjednoczone Europy. Analiza Traktatu Lizbońskiego“). Jeśli teraz, w 2011 roku, ktoś rozpacza z powodu federalizacji UE, to znaczy, że obudził się o dwa lata za późno. Wszelkie płacze i jęki powinny były mieć miejsce w roku 2009. Obecnie można co najwyżej sarkać na własną beztroskę i ignorancję.

Co do mnie, płakałam i lamentowałam w stosownym czasie, czyli dwa lata temu. Fakt ratyfikacji TL i jego wejścia w życie doprowadził mnie do depresji oraz myśli samobójczych (pisałam o tym w licznych tekstach, m.in. w felietonie “Chciałam umrzeć jak Tadeusz Reytan” i w wierszu “Wolność lub Śmierć“). Dziś już nie planuję samobójstwa - przeciwnie, uczę się żyć w nowej, wyjątkowo skomplikowanej sytuacji politycznej. Wiem, że nie mam żadnego wpływu na życie publiczne, a moja śmierć absolutnie niczego by nie wniosła. Można mnie porównać do wdowy, która po długiej żałobie postanowiła wrócić do normalnej egzystencji i poszukać sobie nowego celu w życiu. Jestem spokojna, aczkolwiek nie uważam się za osobę w pełni szczęśliwą. Dla polskiej patriotki pełnia szczęścia w Stanach Zjednoczonych Europy jest po prostu nieosiągalna.

A teraz krótka dygresja. Panu Jarosławowi Kaczyńskiemu, prezesowi Prawa i Sprawiedliwości, który właśnie teraz wpadł w panikę i buntowniczy nastrój, chciałabym przypomnieć kilka faktów. Po pierwsze: jego protesty są bezsensowne, bo spóźnione o 24 miesiące. Po drugie: Traktat Lizboński został podpisany przez jego brata bliźniaka, Lecha, który spoczywa na Wawelu i jest przez część społeczeństwa uznawany za “bohatera narodowego“. Po trzecie: pan Jarosław Kaczyński sam głosował za ratyfikacją TL, więc niech teraz nie narzeka. Irytuje mnie fakt, że JK i wielu innych przedstawicieli PiS-u głosi jedno, a czyni drugie. O tym, jaka jest ta partia, przekonałam się 10 października 2009 roku, czyli w dniu podpisania Traktatu Lizbońskiego przez Lecha Kaczyńskiego.

Pragnę pozdrowić te europejskie państwa, które przed laty postanowiły, że będą funkcjonować poza Unią. Myślę, że ich decyzja była słuszna. Podziwiam cudowną intuicję ludzi, którzy zadbali o to, żeby uchronić swoje Ojczyzny przed aneksją (bo przecież nie akcesją) do UE. Szanuję kraje, które na własne życzenie pozostały niezależne od Stanów Zjednoczonych Europy. I cholernie, cholernie, cholernie im zazdroszczę. Niech obywatele tych krajów docenią to, co mają, bo wielu Europejczyków dałoby się pochlastać za takie szczęście.

Ach, gdyby Polska była państwem nieunijnym, chyba skakałabym z radości i pękałabym z dumy! Niestety, obecnie mogę tylko wzdychać i tęsknić za dawnymi czasami. To nie do wiary, na co pozwala współczesne pokolenie Polaków, ponoć dobrze wykształcone i przywiązane do wolności. Nasi patriotyczni przodkowie przewracają się w grobach.


Natalia Julia Nowak,
1-4 grudnia 2011 roku



P.S. Jak być eurosceptykiem w europejskiej federacji? Oto moje propozycje:

1. Propagować polską mowę, historię, kulturę, sztukę, tradycję i kuchnię, a o Unii Europejskiej nie wspominać ani słowem, jakby ona w ogóle nie istniała (krótko mówiąc: traktować UE jak powietrze).

2. Namiętnie i konsekwentnie zachwalać miejsca spoza Unii, aby odbiorca zaczął myśleć: “Jak tam jest wspaniale! Nie to, co u nas, w Stanach Zjednoczonych Europy!” (Och, monsieur! Czy potrafi pan sobie wyimaginować czarowność Istambułu? A czy zechciałby pan posłuchać opowieści o moich letnich wojażach po Szwajcarii? Zaręczam, że będzie pan kontent!).

3. Przyjaźnić się ze Wschodnimi Słowianami, którzy przecież są naszymi braćmi. Być tak rusofilskim, jak UE jest rusofobiczna.

4. Realizować ideę zwaną patriotyzmem pracy.

5. Odnosić się do Unii Europejskiej jak do kobiety lekkich obyczajów: nie kochać jej i nie szanować, ale wykorzystywać ją na maksa.

---

Natalia Julia Nowak

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Śpiewajmy kolędy!

Śpiewajmy kolędy!

Autorem artykułu jest Radosław Kędzierski


Kolęda tak naprawdę pierwotnie była pieśnią noworoczną, dopiero później uznano ją za pieśń bożonarodzeniową nawiązującą do przyjścia Pana. Najczęściej kolędy są to pieśni religijne, ale nie zawsze, gdyż wiele z nich nawiązuje po prostu do świątecznego czasu. 

Autorzy takich pieśni poprzez muzykę chcą nam przybliżyć świąteczny czas, opowiedzieć jakąś ciekawą historię, wprowadzić w świąteczny nastrój.

W miesiącach zimowych kolędy są wszechobecne w naszym życiu. Dzieci śpiewają je na apelach szkolnych, katolicy śpiewają je w kościołach, „gwiazdy” śpiewają je w telewizji. Kolędy przyczyniają się do tego, że święta stają się bardziej radosne, rodzinne. Ile można siedzieć przy stołach zjadając coraz to bardziej wymyślne potrawy. Kolęda jest to sposób na zacieśnienie więzi rodzinnych po przez wspólny śpiew i spędzanie czasu.

Kolędy mogą być grane na różnych instrumentach, solo lub też w zespole. Moim zdaniem instrumentem bliskim najszerszemu gronu ludzi jest gitara. Kolędy grane na gitarze wraz z towarzyszącym śpiewem wszystkich członków rodziny przyczyniają się do lepszego przeżywania Świąt Bożego Narodzenia. Gitara jest instrumentem akustycznym, żywym można za jej pomocą w skuteczny sposób przekazywać emocje.

Wspaniałym pomysłem jest również uczestnictwo w chórze śpiewającym kolędy. Jest to niesamowite przeżycie ponieważ kilkanaście czy kilkadziesiąt osób może znacznie więcej niż garstka ludzi. Śpiewając z chórem czy słuchając go tylko, możemy doświadczyć niesamowitych emocji, możemy poczuć na sobie drżenie kilkudziesięciu głosów.

Na koniec jeszcze raz chciałbym zwrócić uwagę na to, że nie tylko katolicy, nie tylko ludzie wierzący, śpiewają kolędy. Istnieje bardzo pokaźny zbiór pieśni o tematyce świątecznej, ale jednocześnie świeckiej. Śpiewajmy więc kolędy aby umilić sobie ten świąteczny czas.

---

Kolędy na gitarze

Radosław Kędzierski

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak składać życzenia bożonarodzeniowe?

Jak składać życzenia bożonarodzeniowe?

Autorem artykułu jest Mieczysław Starobrzeski


Święta Bożego Narodzenia to magiczny i niepowtarzalny czas, kiedy staramy się odpocząć od codzienności i spędzić jak najwięcej czasu z naszymi bliskimi. Jest to także dobry okres, by odświeżyć stare znajomości i wynagrodzić stracony czas dla rodziny.

Pierwszym krokiem do zrobienia przyjemności bliskim i wprowadzenia miłej, świątecznej atmosfery jest wysłanie wszystkim, których cenimy i którzy są dla nas ważni pięknych i niepowtarzalnych życzeń świątecznych. Życzenia świąteczne mogą zostać przekazane w najróżniejszy sposób. To jak chcemy je złożyć zależy tylko od naszej inwencji twórczej.

Coś z tradycji…

Najpopularniejszym sposobem na złożenie miłych życzeń jest wysłanie pięknej bożonarodzeniowej kartki. Kartki na święta wysyłane są już od bardzo dawna, stały się miłą tradycją i od wielu już lat cieszą swoich adresatów. Już od listopada możemy kupić przepiękne widokówki w sklepach papierniczych oraz w placówkach Poczty Polskiej. Na kartce nie ma w prawdzie dużo miejsca, dlatego życzenia muszą być zwięzłe, krótkie, ale też cieple i od serca. Osoby, które mają zdolności pisarskie, albo po prostu chciałaby napisać coś więcej mogą wysłać list bożonarodzeniowy. Taka forma, mimo, iż mniej popularna jest także bardzo miłym gestem. Ponadto niektórzy mają w zwyczaju dzwonić z życzeniami do ważnych sobie osób. Takie rozmowy świąteczne wybierają szczególnie osoby, które mają rodzinę za granicą, a wspólne spotkanie przy wigilijnym stole staje się trudne do zrealizowania.

Wynalazki ostatnich czasów…

Osoby młodsze lub po prostu obeznane z Internetem często wysyłają życzenia poprzez e-mail. Pamiętajmy jednak, by takie życzenia nie wyglądałaby jak zwykła wiadomości elektroniczna. Postarajmy się ładnie sformatować tekst, albo użyć gotowego świątecznego szablonu, który z łatwością możemy znaleźć w sieci. Innym sposobem jest wysłanie życzeń poprzez SMS. Jednak ta metoda polecana jest w stosunku do dalszych, mniej bliskich nam osób. Osoby najbliższe mogłyby poczuć się urażone takim bardzo nieformalnym sposobem. Jeśli nasz odbiorca korzysta ze Skype’a, to możemy również wykorzystać tę aplikację do złożenia świątecznych życzeń. Plusem takiej opcji jest to, iż rozmówcy widza się podczas rozmowy.

Zawsze jednak należy pamiętać, że niezależnie od tego jaką formę złożenia życzeń wybieramy, starajmy się, aby życzenia te płynęły prosto z naszego serca i były szczere.

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

niedziela, 27 listopada 2011

Podróże po kraju cz.II

Podróże po kraju cz.II

Autorem artykułu jest mala B.


Karpacz i okolice są kolejnym ciekawym miejscem, które chcę opisać. Warto być w Karpaczu, bo jest, przynajmniej dla mnie, przyjemniej, mniejszy tłok, łatwiej dojechać i taniej niż w Zakopanem.

       Sam Karpacz powoli, ale dostojnie snuje się krętą drogą pod górę. Nie trzeba daleko chodzić, aby zobaczyć wiele ciekawych miejsc. Zaczynając od góry mamy wodospad, ale przede wszystkim świątynię Wang. Ponieważ jestem "leniwą" turystką to nie wybieram się na piesze szlaki turystyczne, ale dla miłosników chodzenia po górach Karpacz to bardzo dobra baza wypadowa. Szlaki na Śnieżkę rozpoczynają sie właśnie tuż obok świątyni Wang.

       My jednak schodzimy w dół i wstępujemy do muzeum lalek. Szczególnie dla dzieci to wielka frajda, ale i dorośli z łezką w oku mogą tutaj przypomnieć sobie swoje dzieciństwo.

       Dalej mamy zjeżdżalnię "Kolorowa". Tutaj doskonale mogą zabawić się dorośli i dzieci. Zjazd w rynnie wymaga trochę odwagi, ale wrażenia są fantastyczne. Lepiej od razu kupić karnet i zapłacić mniej niż za pojedyńcze przejazdy.

       Rownież znajdująca się niedaleko skocznia na Orlinku warta jest odwiedzenia. Wejście na nią daje odpowiedź na pytanie, jaką trzeba mieć odwagę, żeby zostać skoczkiem narciarskim. Dalej mamy wyciąg na Śnieżkę i nawet, jeśli nie chcemy chodzić po górach tylko je podziwiać to obowiązkowo trzeba wjechać na górę i odwiedzić obserwatorium. A widok Kotliny Jeleniogórskiej, jaki roztacza się z przed nami jest fantastyczny.

       Widok na Śnieżkę jest bardzo ładny z miasteczka westernowego, które jest kolejnym ciekawym miejscem w Karpaczu. Szczególnie chłopcy mogą tam spędzić cały dzień, a tatusiowie bawią się np. strzelając z łuku, czy rzucając nożem, jeszcze lepiej od swoich pociech.

      Odskocznią od wypoczynkowej miejscowości i poprawieniem humoru kobiecie jest wyskok do Jeleniej Góry. Ładna i zadbana Starówka i sklepy firmowe wzdłuż ulicy 1-go Maja, coraz mniej spotykane w wielkich agromeracjach miejskich, są dla kobiet istnym rajem.

      Jadąc z Karpacza do Jeleniej Góry warto odwiedzić Kowary i zwiedzić sztolnie, ale przede wszyskim odwiedzić znajdujący się na terenie byłej fabryki dywanów Park Miniatur. Można zapoznać się z zabytkami Dolnego Śląska w skali 1:25, a później pojechać w te miejsca i zobaczyć je jak wyglądają w rzeczywistości.

      Taki kilkudniowy wypoczynek jest wspaniałą odskocznią od codziennej pracy i znakomicie pozwala naładować nasze akumulatory.

---

www.nowepojazdy.blogstop.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Podróże po kraju I cz.

Podróże po kraju I cz.

Autorem artykułu jest mala B.


Polska jest tak pięknym krajem, że warto go zwiedzać. Można zobaczyć tak piękne miejsca, że dech zapiera. Postaram się je opisać. Zapraszam do lektury...

          Posiadanie samochodu znacznie ułatwia poznawanie naszego pięknego kraju. Postanowiliśmy naszemu dziecku pokazać różne zakątki Polski, przy okazji sami odwiedziliśmy nowe miejsca w których nigdy nie byliśmy. Podczas kolejnych wakacji czy ferii udawaliśmy się w różne części kraju, zatrzymywaliśmy się w jakimś miejscu i zwiedzaliśmy okolicę.

   W ubiegłym roku wybraliśmy się do Kudowy Zdroju. Piękna uzdrowiskowa miejscowość, którą warto odwiedzić nie tylko z racji skierowania do senatorium, ale żeby poznać okolicę.

   Już sam spacer po miejscowości jest wielką przyjemnością. Odwiedzenie pijalni wody to obowiązek. Małe dzieci zaciekawi muzeum zabawek albo kąpiel w aquaparku. 

    Warto zobaczyć znajdującą się niedaleko kaplicę czaszek - rzecz niespotykana gdzie indziej, a przeżycie niesamowite. 

    Obowiązkowym punktem pobytu jest też wyprawa na Szczeliniec, a przede wszyskim przejście przez Błędne Skały. Wymaga to trochę trudu i odwagi, ale jeśli ktoś jest sprawny, gorąco polecam.

       Kolejnym ciekawym miejscem w okolicy są Wambierzyce. Dorośli będą mogli podziwiać bazylikę. Dla dzieci niewątpliwą atrakcją będzie ruchoma szopka, która wszyscy będą zachwyceni, szczególnie, że przewodnicy są znakomici.

      Następnie udaliśmy się do dwóch jakże różnych kopalni. Pierwsza to kopalnia złota w Złotym Stoku, a druga to nieczynna już kopalnia w Nowej Rudzie. Szczególnie ta druga jest warta zwiedzenia, bo tam naprawdę można poznać, jak wygląda praca górnika pod ziemią. I wtedy napewno nie będziemy zazdrościć górnikom "wysokich" zarobków.

     Od przewodników zależy bardzo dużo, bo jeśli z pasją opowiadają o miejscach, które zwiedzamy to na dłużej zapadną one w naszej pamięci. Przede wszystkim są to pasjonaci, którzy potrafią zaciekawić zwiedzających. Tak było na zamku Czocha koło Leśnej, tak było w Gierłoży podczas zwiedzania Wilczego Szańca, tak bylo w Kopalni w Nowej Rudzie i tak również było w parku Miniatur w Kowarach.

Ale o tych miejscach napiszę w kolejnych artykułach.

---

www.nowepojazdy.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Podstawy szybkiego czytania.

Podstawy szybkiego czytania.

Autorem artykułu jest Cinex


Pewnie nie raz słyszałeś o osobach, które "pożerają" książki i to prawie dosłownie. Wszystko to dzięki technice szybkiego czytania. Co więcej, nie jest to jakoś specjalnie trudna umiejętność, po prostu jak każda wymaga pracy, determinacji i treningu. Także i Ty możesz nauczyć się szybko czytać, a jak to zrobić dowiesz się poniżej.

Dlaczego czytasz wolno?

Przeciętna prędkość czytania dorosłego człowieka to około 150 do 250 słów na minutę. Szczegółowa wartość przeczytanych słów w ciągu 60 sekund jest uwarunkowana takimi czynnikami jak: motywacja i chęć przeczytania danego tekstu, tematyka materiału, czy wreszcie stan psychiczny. Inaczej czyta się książkę na świeżo, a inaczej po godzinnym studiowaniu kolejnych stron.

Co więcej, naukowcy udowodnili, że wolne czytanie wcale nie sprzyja przyswajaniu wiedzy, czy rozumieniu czytanego tekstu. Jest bowiem wręcz odwrotnie. Czytając wolno, łatwo się rozpraszamy, myśli uciekają gdzieś i nagle spostrzegamy się, że nie wiemy co właśnie przeczytaliśmy.

Wszystko związane jest z tym, że zbyt wolne czytanie nie zajmuje wystarczająco naszego umysłu, który zaczyna marzyć o niebieskich migdałach. Statystyki określają dobitnie, że czytając standardowym tempem 300 stron książki przeczytamy w około 8h, przy czym zapamiętamy co najwyżej 50% czytanego tekstu.

Jak zacząć czytać szybciej?

Głównymi mankamentami standardowego oddawania się lekturze, jest ruch gałek ocznych. Bowiem to śledzenie tekstu czasami niemal literka za literką spowalnia proces czytania. Człowiek dorosły czyta całe wyrazy. Zaproponuję Ci eksperyment. Pod tym adresem znajdziesz ciekawe narzędzie, gdzie można wkleić tekst, ustawić prędkość pojawiania się słów na minutę i uruchomić proces przewijania tekstu.

Wyrazy wyświetlają się jeden po drugim, w dość szybkim tempie. Jednak prawie nikt nie ma problemów z ich przeczytaniem, bo pojawiają się dokładnie w tym samym miejscu. Został wyeliminowany element przesuwania gałek ocznych i czytanie od razu idzie sprawniej!

Tyle jeżeli chodzi o szybsze czytanie tekstów na ekranie monitora. W przypadku drukowanych materiałów, niezastąpionym narzędziem staje się kartka papieru, oraz wskaźnik którego rolę może pełnić długopis, ołówek czy nawet palec wskazujący.

Zasada działania jest taka, że kartką papieru zasłaniamy już przeczytane i znajdujące się wyżej linijki tekstu, aby nasze oczy mimowolnie nie uciekały wstecz. Wskaźnikiem natomiast przeskakujemy skokowo co kilka słów. Rozpocznijmy od dynamicznego przesuwania wskaźnika ze słowa na słowo, w raz z treningiem zwiększając dystans o kilka słów. Próbując jednocześnie kontem oka "skanować" poboczne wyrazy.

Nic jednak nie wskóramy, jeżeli zabraknie najważniejszego elementu - motywacji! Po pierwsze musisz po prostu chcieć! Szybkie czytanie jest dla wszystkich, trzeba tylko nieco determinacji i treningu.

---

Rozwój osobisty - zapraszam na motywującego bloga! Dowiedź się jak zwiększyć swoją efektywność, produktywność i osiągnąć większą satysfacje w życiu!

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Skup się na szczegółach i czerp z nich radość każdego dnia

Skup się na szczegółach i czerp z nich radość każdego dnia

Autorem artykułu jest Łukasz Krasoń


Prosta zasada, a tyle w życiu zmienia na lepsze... Skup się na szczegółach i przechyl szalę szczęśliwości na swoją strone. Zagraj ze światem na własnych warunkach.

Życie nie jest łatwe dla nikogo, niektórym może się wydawać inaczej, ale to nieprawda. Nawet prezes banku, który zarabia 200tys. zł miesięcznie ma problemy, tak jak i długonoga rozchwytywana modelka. Oczywiście stosunek pomiędzy dobrymi i ciężkimi chwilami jest odmienny dla każdego z nas. Przez całe życie siłujemy się z tą wagą i staramy przechylić szale na tą pogodniejszą stronę. Czy tak do końca robimy słusznie?


Moim zdaniem zbyt często nie doceniamy tego co mamy pod nosem, zawsze chcemy więcej. Nie twierdzę, że źle jest dążyć do perfekcji ale chyba trochę przesadzamy. Prosty przykład: Kupiliśmy sobie nowy samochód, jesteśmy szczęśliwi, w końcu ten wymarzony, czerwony i do tego diesel’ek. Tydzień później, sąsiad też kupuje auto, jeszcze fajniejsze i 3 razy droższe. Nasza euforia sprzed tygodnia jest wypierana przez zazdrość. Co się takiego w tym czasie stało? Obudził się nasz demon dążenia do doskonałości. Czy w takim razie nam pomógł? Zmotywował? W większości sytuacji nie.

Co robić w takiej chwili, gdy sąsiad kupi coś fajniejszego? Powiedz sobie: „Co mnie on obchodzi? ja doszedłem do wszystkiego sam, nikt mi nie pomagał, jestem z tego dumny”. Warto też zrozumieć jak cenny jest proces takiego „dochodzenia”.
Kolejną kwestią jest uświadomienie, że porządnie przeżyte 3 miesiące są tysiąc kroć bardziej wartościowe niż 2 lata codziennej szarzyzny. Wyobraź sobie 40 letniego mężczyznę, który cały czas szukał drugiej połówki, wiele zawodów miłosnych, wiele rozczarowań, perspektywa samotności dodatkowo napędza spirale złych doznań. Aż wreszcie, ich drogi się krzyżują… warto było czekać? Zawsze jest nadzieja, po każdym nawet najgorszym okresie, może się trafić dzień, w którym nasze zmysły zaczną wariować, a cały bagaż złych doświadczeń przestanie tak ciążyć.

Życie jest takie krótkie, nie warto się zastanawiać nad tym „co by było gdyby”. Lepiej skupić się na każdym szczególe z osobna. Zamknij oczy i przypomnij sobie jak wywołałeś uśmiech na twarzy ważnej Ci osoby, jak uczyłeś się do egzaminu i rzutem na taśmę zaliczyłeś przedmiot. Co czujesz? Prawda, że problemy zniknęły? Przywołaj wszystkie dobre chwile i nadaj im nadludzką wartość. Rozdmuchaj to co dobre, to co złe zmiażdż, zmień prawa fizyki. Twój umysł to potrafi, to i wiele więcej.

Lubie porównywać życie do układania puzzli, z tą małą różnicą, że nasz obrazek się ciągle zmienia. Sami decydujemy, które elementy naniesiemy i jak je spasujemy. Zagraj w tą grę na swoich warunkach.

---

http://www.kreatorzysukcesu.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Każdy pisze swoją historię oddzielnie

Każdy pisze swoją historie oddzielnie…

Autorem artykułu jest Łukasz Krasoń


Bardzo często słyszę od ludzi jakie to życie jest krótkie, że umyka między palcami niepostrzeżnie jak błysk wystrzału. Prawie tak samo często słyszę jakie to ono jest ciężkie i wyboiste. Szczerze mówiąc mam tego dość i stąd ten artykuł.

Ludzie to egoiści to wiem nie od dzisiaj, wiele razy się o tym przekonałem na własnej skórze. Z tą przywarą można jednak przejść do porządku dziennego, gorzej z innymi cechami charakteru większości społeczeństwa. Od razu mówię, „ja sam nie jestem idealny”, ale mam ten komfort, że nie muszę siebie oceniać, ja oceniam innych.

Moje wieloletnie obserwacje doprowadziły mnie do kilku dygresji, ba jestem wręcz gotów „uszeregować” (wiem, że brzydkie słowo, stąd ten cudzysłów) poszczególne jednostki do odpowiednich grup.

Dygresja na dzisiaj: „Ludzie nie wiedzą co z życiem zrobić”

Jeśli życie takie krótkie to po co marnować je na bzdety?? Zauważyłem, że osoby, które dywagują na takie tematy bardzo dużo czasu tracą na żalenie się całemu światu. Żalą się na wszystko, że zupa za słona, że praca ciężka, że brak perspektyw. A co następuje gdy już dadzą upust swoim emocją? na pytanie „a jaki masz pomysł na poprawę” usłyszymy tylko „nie wiem, to nie ode mnie zależy”.
Ręce opadają, inaczej nie da się tego opisać.

Szczególnie mocno taka postawa eksponowana jest przez dzisiejszą młodzież. Zamiast rozwijać się intelektualnie i inwestować w siebie każdą wolną chwile, to właśnie zapędzają się w takie degradujące sytuacje.


„Każdy pisze swoją historie oddzielnie i osobno będzie z niej rozliczany”, sam to zdanie wymyśliłem i pasuje jak ulał. Ludzie zbyt często oglądają się na innych, zachłystują się wręcz ich sukcesami, zapominając że warto by było samemu je osiągać. Nie wiem czy to wina braku motywacji, a może zwykłe lenistwo, ale to się staje coraz bardziej powszechnym zjawiskiem.
Nie podejmowanie decyzji to najgorsza decyzja.

Przestańcie szukać wzorców, sami stańcie się wzorcem dla innych. Wyznaczcie sobie cel, ale taki porządny, nie typu: „kupie sobie fajny samochód” lub „obskoczę wszystkie dyskoteki w okolicy”. Wbijcie sobie do głowy, że życie jest krótkie ale jeszcze krótsze dla tych co je marnują. Za wszelką cenę dążcie do celu. Najważniejsze jest to. aby wieczorem pójść spać i mieć po co rano znowu wstać. Wędrówka przez życie bez celu to strata energii, bo na sam koniec wyjdzie na to, że mamy na swoim koncie wiele małych sukcesików, ale brak porządnego. Szmat czasu zajmujemy się bzdurami nie spoglądając szerzej na świat i konkretne sytuacje.

Po co w ogóle ten artykuł? A właśnie po to, aby chociaż jedna osoba przestała zadawać bezsensowne egzystencjalne pytania, aby chociaż jedna osoba wyznaczyła sobie cel, aby chociaż jedna osoba osiągnęła sukces.

---

http://www.kreatorzysukcesu.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Kupujemy nowy odbiornik telewizyjny.

Kupujemy nowy odbiornik telewizyjny.

Autorem artykułu jest PlatanPlus


 Obecnie kupno nowego odbiornika telewizyjnego, może okazać się bardzo trudnym zadaniem. Powodem tego stanu rzeczy, jest bardzo bogata oferta odbiorników telewizyjnych na naszym rynku. Można kupić telewizor, nie zastanawiając się specjalnie nad jego parametrami.

 Telewizor LED a podświetleniem pełnym matrycy.  Jednak po jakimś czasie eksploatacji dochodzimy do wniosku, że dany model nie spełnia naszych oczekiwań. Pomijam tutaj kwestie gustu, ceny oraz konkretnej marki. Zakładamy, że chcemy, aby nasz telewizor był: modny, z dużym ekranem, co najmniej 40 – 46 cali. Może się szybko okazać, że rachunki za energię elektryczną poszły nam ostro w górę. Czasami nawet nie przypuszczamy, że powodem tego jest właśnie nasz nowy nabytek -  telewizor. Dlatego pamiętajmy. Telewizory plazmowe, chociaż bardzo dobre, są najbardziej energochłonne. Kupując taki możemy w niektórych przypadkach nie włączać grzejnika, bo będziemy mieli dwa w jednym. Telewizory LCD pobierają o ok. 50% energii mniej niż plazmowe o tej samej wielkości ekranu. Natomiast największym hitem, pod względem oszczędności energii są telewizory z podświetleniem LED. Technologia LED jest rozwinięciem wcześniejszej technologii LCD. Jeżeli zatem kupujemy telewizor LED, wiedząc jaka interesuje nas marka, funkcje i wielkość ekranu, to przy wyborze warto delikatnie dotykać dłonią taflę ekranu telewizora który nas interesuje. Jeżeli dany model w markecie czy sklepie jest włączony od kilku godzin, jego jaskrawość jest nastawiona na taką, jaka nam odpowiada, a jego tafla ekranu zimna lub prawie zimna – to ten telewizor jest najbardziej energooszczędny. Prawie wcale nie przetwarza energii elektrycznej na ciepło. Warto również zasięgnąć informacji, czy interesujący nas model posiada podświetlanie pełne lub tylko krawędziowe. Telewizor z podświetlaniem pełnym, daje nam znacznie lepszą jakość obrazu. Wiąże się to z wyświetlaniem koloru czarnego na ekranie. Telewizory bardzo cienkie mają zazwyczaj podświetlanie krawędziowe.

---

 Prawa autorskie: PlatanPlus

http://elektrycznosc.blogspot.com

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Jak każdy - także Ty - może teraz trafiać z prezentem za każdym razem?

Jak każdy - także Ty - może teraz trafiać z prezentem za każdym razem?

Autorem artykułu jest Adam Konieczny


Jak wręczać tylko udane prezenty? Zrób dokładnie to, czego teraz nie chcesz robić, bo uważasz to za drogę na skróty. A jednak badacze z uniwersytetów: Harvarda i Stanforda zapewniają, że to łatwy, pewny i notorycznie niedoceniany sposób na udany prezent.

Wyobraź sobie, że zastanawiasz się nad wyborem prezentu dla osoby, na której Ci zależy. Może to być prezent urodzinowy, świąteczny, wszystko jedno.

Przypominasz sobie, że kiedyś w luźnej rozmowie osoba ta otwarcie wyraziła kilka sugestii, co chciałaby otrzymać. Wiesz też, że na jej profilu na jednym z serwisów internetowych znajduje się lista życzeń, z której możesz skorzystać, by wybrać prezent.

Co robisz? Czy idziesz na łatwiznę i kupujesz prezent z listy, ten, którego spodziewa się odbiorca? Czy też wolisz wybrać coś samemu, by prezent był bardziej osobisty i aby nie rezygnować z niespodzianki?

A teraz zmień perspektywę. Wyobraź sobie, że to Ty masz dostać prezent i zasugerowałeś lub zasugerowałaś, co to ma być. Czy wolisz dostać to, co zasugerowałeś(aś), czy oczekujesz, aby darczyńca kupił coś innego, aby mógł wykazać własna inicjatywę?

Niezależnie od tego, jak Ty osobiście podchodzisz do tego problemu, zwykle ludzie, gdy mają dać prezent, inaczej patrzą na całe zagadnienie, niż gdy mają go otrzymać.

I nie trzeba być prorokiem, aby odgadnąć, do czego prowadzi  taka zmiana podejścia w zależności od punktu siedzenia. Miliony nietrafionych prezentów ofiarowywanych każdego roku to przekonujący dowód, że intencje darczyńców i oczekiwania odbiorców prezentów zbyt często się rozchodzą.

Potwierdzają to  niedawne badania prowadzone przez Francescę Gino z Harvard University i Francis J. Flynn ze Stanford University.

W kilku przeprowadzonych eksperymentach za każdym razem wykazano, że bardziej doceniane są prezenty, które otwarcie zasugerowano jako oczekiwane, niż prezenty niespodzianki spoza listy.

Choć niemal bez wyjątku darczyńcy sądzili, że bardziej w cenie będą te prezenty, które wybiorą sami.

Bo darczyńcy zwykle nie doceniają znaczenia tego, co osoby, którym kupują prezenty, otwarcie wyrażają. Skorzystanie z otwartej sugestii uważają za zbyt proste, oczywiste, spodziewając się, że mogą zostać odebrani tak, jakby nie potrafili zdobyć się na własną inwencję.

Sądzą, że jeśli sami wybiorą prezent, inny od tego, co sugeruje odbiorca, dopiero to zostanie to odebrane jako wyraz szczerej troski, prawdziwego zainteresowania. Że będzie to dowód, że nie potrzebują podpowiedzi, co zrobi dobre wrażenie. Że z powodu wysiłku włożonego w wybór prezent zyska na wartości, zostanie odebrany jako osobisty, bardziej przemyślany.

Dlatego tak często wolą dokonać własnego wyboru.

Tymczasem odbiorca ma problem. Nie tylko nie dostał tego, na co czekał, ale może dodatkowo czuć się sfrustrowany, bo ma wrażenie, że jego otwarte, szczere sugestie zostały zignorowane. Czuje, że darczyńca nie słuchał go uważnie, co może odebrać jako lekceważenie.

Oczywiście, prezent spoza listy życzeń także może być czymś trafionym. Dochodzi do tego element przyjemnego zaskoczenia, który każdy darczyńca chciałby umieć uzyskać.

Problem w tym, że ludzie odrzucają sugestie wyrażone wprost  z jednej strony, a z drugiej - czego dowodzi zarówno doświadczenie dnia codziennego jaki i cała seria przeróżnych badań psychologicznych - nie radzą sobie w odgadywaniu życzeń innych osób. Polegają zbyt mocno na własnej perspektywie postrzegania świata i przeceniają to, jak bardzo inni ludzie podzielają ich punkt widzenia.

Rezultatem jest niechciany prezent urodzinowy, albo prezent pod choinką, który trafi na dno szafy.

Sytuację pogarsza fakt, że odbiorca prezentu zwykle stara się ze wszystkich sił, aby nie dać po sobie poznać rozczarowania. Tego wymaga od niego konwencja i dobre wychowanie. Zachwala, zachwyca się, cieszy się głośno i sprawia wrażenie, że jest zadowolony.

To utwierdza darczyńcę w błogim samozachwycie i pozwala mu sądzić, że umie robić trafione prezenty. I następnym razem znowu będzie polegać na sobie. Choć w rzeczywistości byłoby znacznie lepiej, gdyby wybrał prezent z listy życzeń.

Wszystko to prowadzi do prostego wniosku.

Można by to nawet nazwać oczywistym wnioskiem, gdyby nie fakt, że zbyt często jest on ignorowany: jeśli osoba, dla której prezent wybierasz wyraziła w taki czy inny sposób otwartą sugestię, co chciałaby otrzymać i mieści się to w budżecie, jaki przeznaczyłeś(aś) na ten prezent, skorzystaj z otrzymanej sugestii.

Nie tylko wybór od razu staje się prosty. Nie tylko Twój prezent to pewniak. Ale tym samym udowadniasz, że potrafisz uważnie słuchać i liczysz się z odczuciami drugiej strony.

I jest to solidna wartość, którą ofiarowujesz razem z prezentem.

---

Prezenty.pro. Sugerujemy interesujace podarunki.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

piątek, 25 listopada 2011

Zabijała z litości

Zabijała z litości

Autorem artykułu jest Urszula Arczewska


Nazywano ją ”s’accabadora”, „femina accabadora” lub „femina agabbadòra. Pojawiała się nocą ubrana na czarno i zdecydowanym ciosem młotka w skroń skracała męki nieszczęśnikowi. Potem płakała razem z rodziną dopiero co zabitego człowieka...  

W zamierzchłych czasach w Sardynii istniało zjawisko eutanazji. Otoczone było ono pewną tajemnicą. Nawet obecnie mało Włochów wie o tym. A przecież są wyraźne dowody  w Muzeum Etnograficznym w Luras. Słowo „accabadora” pochodzi z hiszpańskiego i oznacza „ta, co zadaje ostateczny cios”

Kim była „accabadora”

To była starsza kobieta, biedna wdowa, żyjąca z jałmużny i usług eutanazji. Cieszyła się szacunkiem lokalnej społeczności. Pojawiała się tylko na życzenie rodziny nieuleczalnie chorego. Najpierw odprawiała modlitwy i stosowała rytuał. Jeśli nie było poprawy stosowała swoją powinność. Uważano ją za ostatnią matkę. Niektórzy twierdzili, że ta sama kobieta, tym razem ubrana na biało, pomagała również rodzącym kobietom.

Usługa eutanazji

 Accabadora posługiwała się specjalnie skonstruowanym młotkiem (mazzulu) z mocnego, oliwnego drzewa o długości 42 cm i szerokości 24 cm. Należy do eksponatów Muzeum Etnograficznego w Luras. Posiadał on rękojeść, aby mógł być pewnie trzymany w dłoni. Różne były sposoby zabijania stosowane przez te kobiety. Zwykłe zadawały cios twardym młotkiem w czoło lub w okolice potylicy. Stosowano też duszenie poduszką. Kobiety te na swój sposób dobrze znały anatomię ludzką, gdyż potrafiły celnie zabić.

 Uważa się, że to zjawisko nie było rozpowszechnione w całej Sardynii, ale tylko w niektórych regionach. Była to usługa nieodpłatna, gdyż zapłata za śmierć byłaby sprzeczna z nakazami religijnymi.

 Źródła podają, że wchodziła do pokoju, gdzie leżał chory ubrana na czarno, z zasłoniętą twarzą. Po odprawieniu rytualnych modlitw przystępowała do dzieła. Dusiła poduszką lub młotkiem uderzając w czoło lub w okolice potylicy. Najczęściej używanym narzędziem, który zachował się do dzisiaj, był rodzaj długiego i ciężkiego młotka drewnianego zwanego „mazzulu”. Po spełnieniu swej misji wspólnie opłakiwała z rodziną śmierć człowieka.

Rytuał

Z opowiadań autorów wynika, że głównym narzędziem kobiety zwanej “accabadora” było niewielkie jarzmo. Kładziono je pod poduszkę choremu, aby złagodzić agonię. Wierzono, że jeśli człowiek na łożu śmierci bardzo cierpi, to znaczy, że jego dusza nie chce odłączyć się od ciała, a to jest  winą człowieka, który kiedyś musiał popełnić jakieś przestępstwo. Innym stosowanym rytuałem było usuwanie z pokoju chorego wszystkich świętych obrazów i wszystkich przedmiotów bliskich mu. Miało to uczynić łatwiejszym odłączenie się duszy od ciała.

Fenomen społeczno – kulturalny

Ten fenomen jest mało znany współczesnym Włochom, gdyż prawdopodobnie był ukrywany przez społeczność lokalną i autorytety kościelne. Istnienie tej formy eutanazji motywuje się trudnościami w przemieszczaniu się z odległych, sardeńskich wiosek i braku opieki państwa nad jednostkami słabymi i chorymi. W zapadłych miejscowościach, położonych daleko od szpitala chory człowiek był skazany na własną rodzinę. Stwarzało to wiele problemów w rodzinie utrzymującej się z rolnictwa.

Zjawisko „accabadory” nie było jedynym śladem eutanazji w Sardynii. Niektórzy  łacińscy pisarze wspominają w swoich książkach o zrzucaniu staruszków po przekroczeniu 75 roku z urwiska. Nie wiadomo dlaczego to czyniono. Prawdopodobnie miał na to wpływ długowieczność Sardów i ich problemy materialne.

Odniesienia do praktyk eutanazji znajdują się w środowisku regionu śródziemnomorskiego, w szczególności w miejscowości Saleto. Jeden ze znanych autorów w swoich publikacjach donosi, że nawet w regionie Apulii istniały przypadki eutanazji za przyzwoleniem rodziny. Accabadora nie była traktowana jak zabójczyni, lecz  anioła śmierci, który gestem pełnym miłości i litości pomaga przeznaczeniu ziścić się.

Ostatnie znane epizody eutanazji zanotowano w 1929 roku w Luras i w 1952 roku w Orgosolo. Poza dokumentacją o istnieniu tej postaci świadczą ustne przekazy i wspomnienia rodzin. Wiele osób przypomina sobie babcię lub dziadka, którzy mieli do czynienia z kobietą ubraną na czarno. Istnienie accabadory było czymś naturalnym, ta postać to wyraz fenomenu społeczno-kulturalnego. Dla ludzi było czymś naturalnym, W kulturze sardyńskiej nie istniał strach przed śmiercią. Uważano ją za naturalny koniec cyklu życia.

---

Urszula Arczewska

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 22 listopada 2011

MultiMultiMultiMedialność iSprzętów

MultiMultiMultiMedialność iSprzętów

Autorem artykułu jest Tomasz Galicki


Współczesne gadżety elektroniczne to takie nasze osobiste – małe centrum zarządzania. Uzbrojeni w odpowiedni sprzęt i fachowo dobrane do niego oprogramowanie, możemy zacząć organizować własną firmę, a wszystkie potrzebne dane będziemy mieć zawsze pod ręką.

Pora na konferencję. Rozmowa z wieloma pracownikami na raz, nie jest żadnym problemem, nawet wtedy, gdy ludzie znajdują się w różnych punktach miasta. Włączamy opcję zebrania i zaczynamy ustalenia. Słyszalność rozmówców poprawią słuchawki z serii Sennheiser iPod, pasujące do iPhonów i iPadów. Pamiętajmy o funkcji „hold”, a więc o wyłączeniu głośnika oraz nauszników, bez konieczności przerywania połączenia, jak również o tym, że podczas już trwającego polilogu, w każdej chwili, do rozmowy może dołączyć się kolejna osoba. Wystarczy tylko, że do nas zadzwoni.

Uprawisz jogging, mając w kieszeni swój ulubiony gadżet elektroniczny? Na pewno odtwarzasz na nim muzykę, która ma umilić ćwiczenia. Nagle ktoś do Ciebie dzwoni – utwór natychmiast milknie, Ty zaś jednym kliknięciem odbierasz rozmowę. Po jej zakończeniu, piosenka znowu zabrzmi, dokładnie w tym miejscu, w którym została przerwana. Czysta wygoda. No i znakomita jakość dźwięku, przy okazji joggingu. Jak i w każdej innej sytuacji, gdy korzystasz z wybranych iSprzętów.

Ciekawą opcją jest „visual voicemail”, dostępna w iPhonach za sprawą współpracy AT&T Mobility. To wgląd do wiadomości z poczty głosowej, bez konieczności dzwonienia do niej. Poczta głosowa zyskała interfejs graficzny – znaczy to mniej więcej tyle, że odsłuchujemy wieści w kolejności niechronologicznej, możemy je przewijać, pauzować, dowolnie odtwarzać. Innowacji podległa też skrzynka SMS, w której wiadomości zapisywane są zgodnie z kolejnością dochodzenia, ale do każdego komunikatu przypisana jest nasza ewentualne odpowiedź. Całość wyświetla się w postaci chmurek, nadając całej korespondencji coś na kształt czatu. Zapewnia to przejrzystość SMS-ów, ich szybki podgląd.

No to może… zdjęcie na pamiątkę? Gdy już przeprowadziliśmy telekonferencję, posłuchaliśmy ulubionej muzyki i wysłaliśmy serię pilnych wiadomości, pora na sesję fotograficzną. W iPhonach mamy do dyspozycji aparaty cyfrowe o rozdzielczości 3,2 megapiksela dla modelu 3GS, 5 megapikseli oferuje iPhone 4, a ośmiokrotnie lepsze ujęcia uzyskamy za sprawą iPhone 4S. Obecnie firma Apple planuje udoskonalić oko aparatu i dodatkowo najnowsze modele – wszystkie bez wyjątku – wyposażać w kamerkę z usługą full HD. Nagrywanie filmów stało się łatwiejsze, dzięki stabilizacji obrazu, a aparat fotograficzny rozpoznaje twarze i skupia ostrość na oczach i ustach uwiecznianej osoby. Cóż za bogactwo funkcji!

Na deser włączmy sobie jakiś filmik z Internetu – ustawmy format na „widescreen” (wówczas mamy czarne paski na górze i na dole ekranu) albo „nałóżmy” nagrania na całą szerokość wyświetlacza. Zdaniem wielu użytkowników nowoczesnych gadżetów, pomocna przy układaniu szybkiej playlisty – jest opcja Cover Flow: dzięki niej – jednocześnie - oglądamy nagranie i na bocznym panelu przerzucamy okładki iPłyt. Wygodnie, bezkolizyjnie, po prostu iPrzyjemnie!

---

T.G.

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Komputery przenośne - rodzaje i zastosowania mobilnych urządzeń

Komputery przenośne - rodzaje i zastosowania mobilnych urządzeń

Autorem artykułu jest Łukasz Szałajko


W artykule tym chcę przedstawić róźne rodzaje "przenośnych komputerów". I bynajmniej nie piszę o laptopach. Tematem są smartfony, palmtopy oraz wielofunkcyjne telefony - jednym słowem: handheldy.

Istnieją dwa główne typy komputerów kieszonkowych: PDA i komputery handheld.

Komputery kieszonkowe (tzw. handheld) wyposażone są w małe klawiatury i wbudowane oprogramowanie, w tym najczęściej używane aplikacje, takie jak: edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny i baza danych. PDA. Znane są również jako Palmtopy - mają własne oprogramowanie. Zamiast klawiatury, wbudowano im program przekształcania pisma odręcznego w tekst elektroniczny. Dane można wprowadzać za pomocą przycisków dotykowych, umieszczonych na ekranie. Choć urządzenia te są bardzo małe, zawierają edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, obsługę e-mail i przeglądarkę internetową.

 

Poza tym, jako osobne kategorie wyróżniamy:

Smartfony
Doskonałym przykładem sprawdzonego wielofunkcyjnego telefonu są urządzenia formy Nokia, będące połączeniem telefonu komórkowego i kieszonkowego komputera (handheld). Wbudowane programowanie tego urządzenia obejmuje edytor tekstu, arkusz kalkulacyjny, e-mail, faks, SMS, Internet, terminarz i książkę adresową. Większość smartfonów pracuje obecnie na systemie Android.

Organizery
Organizery mają zazwyczaj wymiary nie przekraczające rozmiarów karty kredytowej. Można w nich przechowywać adresy i telefony, terminarz oraz listę spraw do załatwienia. Wszystkie dane uaktualnia się po podłączeniu do komputera stacjonarnego lub laptopa. Duża część organizerów oraz palmtopów swą pracę zawdzięcza oprogramowaniu Windows CE.

Telefony komórkowe
Niektóre telefony komórkowe dysponują funkcjami PDA w ograniczonym wymiarze. Można w nich przechowywać terminarz i informacje adresowy oraz wymieniać te dane z komputerem. Wiele nowszych modeli telefonów komórkowych umożliwia również dostęp do stron WAP. Wyświetlają one w telefonie wiadomości, informacje sportowe i ułatwiaj zakupy przez Internet. Wiele telefonów posiada również obsługę e-mail, umożliwiającą wysyłanie i otrzymywanie wiadomości. Sporo telefonów działa na systemie Symbian.

---

Wiele innych informacji na temat mobilnych systemów możesz znaleźć na stronie myOS.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Zakupy w sieci

Zakupy w sieci

Autorem artykułu jest Karolina Szabowska


Coraz więcej usług jest świadczonych za pośrednictwem Internetu. Ma to ułatwić nam korzystanie i usprawnić pewne czynności. Pojawia się pytanie: czy aby na pewno ta wygoda nie niesie za sobą jakichś ukrytych niekorzyści? Jak poruszać się po Internecie na tyle pewnie, by nie stracić poczucia rzeczywistości w tym wirtualnym świecie? 

Kontakt ze sprzedawcą

Przyzwyczajeni do osoby sprzedawcy, który jest obecny duszą i ciałem podczas całego procesu nabywania przez nas danego produktu, czujemy się mniej pewnie dokonując zakupu w Internecie, gdzie ten kontakt z druga osobą jest znacznie ograniczony. Jest to zrozumiałe, choć powinniśmy pamiętać, że nie jesteśmy pozostawieni zupełnie sami. Godne zaufania sklepy internetowe udostępniają klientom różne drogi kontaktu z fizyczną osobą sprzedawcy. W przypadku wątpliwości, pytań, czy po prostu niewiedzy jak złożyć zamówienie śmiało możemy zadzwonić, napisać maila, by w odpowiedzi otrzymać wskazówki od kompetentnego przedstawiciela sklepu. W dodatku załatwimy to wszystko w krótkim czasie nie wychodząc z domu.

Niekiedy klienci cenią sobie to, że bezpośredni kontakt ze sprzedawcą jest niemożliwy. Są to sytuacje, w których dokonujemy krępujących nas zakupów. Choć doskonale wiemy, że nie ma nic niestosowanego w tym, że w naszym koszyku znajduje się bielizna erotyczna, często onieśmiela nas wzrok kasjera w sklepie. Wówczas dla wielu osób internetowy sklep z bielizną staje się niezwykle wygodny.

Kontakt z produktem

Kiedy już uspokojeni, że ktoś czuwa nad naszymi poczynaniami w wirtualnym świecie, przeglądamy sobie kolejne zakładki pełne atrakcyjnych ofert, natrafiamy na następną niedogodność. Zdjęcia produktów często nie wystarczą byśmy podjęli decyzję, czy ten przedmiot jest właśnie tym, czego szukamy. Te same wątpliwości pojawiają się przy doborze rozmiaru. Skoro już przytoczyliśmy przykład z branży bieliźniarskiej, pozostańmy w tej kategorii garderoby i wyobraźmy sobie ile pytań się pojawi, gdy będziemy wybierać biustonosze. Niestety za pomocą maila, telefonu przy uprzejmości sprzedawcy nie odpowiemy na wszystkie z nich. Ten problem także jest do przeskoczenia. Większość sklepów pozostawia swoim klientom możliwość zwrotu nabytków, które ich nie zadowoliły w pełni bez żadnych konsekwencji. Zwiększa to komfort zakupów i jednocześnie sprawia, że nabywanie online nie zostawje w tyle za usługami świadczonymi w sposób tradycyjny.

Kontakt z pieniędzmi

Niekiedy jako argument przeciw wirtualnym zakupom podajemy brak kontaktu z pieniędzmi, które wydajemy. Odczuwamy dyskomfort, kiedy dokonujemy transakcji jednym kliknięciem i tak naprawdę do czasu, aż otrzymamy potwierdzenie uiszczenia płatności nie wiemy co się z naszymi złotówkami dzieje. Zapominamy jednak o tym, że analogiczną sytuacją jest posługiwanie się karta płatniczą bądź kredytową w hipermarkecie, czy osiedlowym sklepiku spożywczym. Pewna dematerializacja pieniądza wydaje się wpisana w postęp cywilizacyjny, którego jesteśmy częścią. Pogodzenie się z płatnością dokonywaną za pomocą kawałka plastiku czy jednego kliknięcia myszką staje się konieczne.

Niewątpliwe zalety

Uporaliśmy się z niewygodnymi aspektami zakupów online, więc zwróćmy teraz uwagę na mnogość korzyści, jakie ta forma nabywania niesie ze sobą. Kobiety niewątpliwie docenią brak konieczności opuszczania domu podczas robienia zakupów, co z kolei wiąże się z ogromna oszczędnością czasu. Mama jednocześnie może bawić się ze swoją kilkumiesięczną pociechą, doglądać zupę gotującą się w kuchni i wkładać do koszyka biustonosze do karmienia piersią. Dodatkowym atutem będzie uniknięcie wykańczającego stania w kolejkach. Powinniśmy też pamiętać o tym, że sklep internetowy często dysponuje większym wyborem produktów, chociażby dlatego, że sklepy tradycyjne nie są w stanie wystawić całego towaru na półkach. Strony internetowe sprawdzają się jako znacznie bardziej pojemne i wytrzymałe.

Mimo tych wszystkich wygód, musimy jednak zachować czujność. Na każdym rynku, bez względu na to czy jest on wirtualny, czy rzeczywisty, możemy natrafić na oszusta. Korzystając pierwszy raz z usług danej firmy przez Internet prześledźmy krytycznym okiem opinie, komentarze na jej temat, zapoznajmy się z regulaminem zakupów i w razie jakichkolwiek wątpliwości śmiało pytajmy. Zaoszczędzi nam to zbędnych obaw i usprawni proces nabywania.

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 10 listopada 2011

Solidaryzm słowiański. Miłość i odwaga

Solidaryzm słowiański. Miłość i odwaga

Autorem artykułu jest Natalia Julia Nowak


Pokrewieństwo Narodów Słowiańskich jest faktem - potwierdzają to zarówno nauki humanistyczne, jak i ścisłe. Istnieje coś takiego jak gen słowiańskości, R1a1, który ma wiele tysięcy lat.

R1a1, czyli gen słowiańskości

Poszukując informacji na temat pochodzenia Słowian, natknęłam się na szereg materiałów, z których wynikało, że istnieje coś takiego jak “gen słowiańskości” - haplogrupa R1a1, dzieląca się na mniejsze podgrupy. Haplogrupa ta jest niezwykle rozpowszechniona w Europie Centralnej i Wschodniej, jednak często występuje również w Środkowej Azji i Skandynawii (oczywiście, tylko u mężczyzn, gdyż jej nośnikiem jest męski chromosom Y). Zdaniem genetyków, R1a1 pojawiła się w Europie wiele tysięcy lat temu, co podważa dominującą dotychczas teorię, według której Słowianie przybyli na Stary Kontynent w V lub VI w. n.e. Coraz częściej mówi się, iż wielka wędrówka Słowian mogła przebiegać zupełnie inaczej niż to sobie dotąd wyobrażano - istnieje prawdopodobieństwo, że nasi przodkowie nie przybyli z Azji Środkowej do Europy, tylko wyruszyli z Europy do Azji Środkowej.


Polska kolebką Ariów?

Jeśli chodzi o polski gen, R1a1a7, to jest on wyjątkowo stary: może mieć nawet od 10 do 12 tysięcy lat. Stąd hipoteza sugerująca, iż kolebką Słowian i w ogóle Indoeuropejczyków (tzw. Ariów) są ziemie polskie. Czy to prawda? Artykuł Petera Underhilla, który ukazał się w listopadzie 2009 roku w czasopiśmie “Nature”, pobudził wyobraźnię wielu Polaków i podwyższył ich samoocenę. Ja jednak myślę, że teoria o polskich korzeniach Słowian i innych Indoeuropejczyków jest zbyt piękna, żeby była prawdziwa. Pamiętajmy, iż istnieje wiele wykluczających się przypuszczeń dotyczących pochodzenia naszych przodków. Jedna z popularnych hipotez głosi, że lud słowiański wywodzi się z Bałkanów. Według innej, Słowianie pochodzą z terenu dzisiejszej Ukrainy. Jak widać, pomysłów jest co niemiara i można w nich przebierać jak w koszu z jabłkami. Oby tylko nie prowadziło to do kłótni i udowadniania innym własnej “wyższości”!


Postrzegać jako półrodaków

Czym jest jednak sama słowiańskość? Kwestią posiadania haplogrupy R1a1 i niczym więcej? Według mnie, słowiańskość składa się z dwóch elementów: pochodzenia etnicznego i przynależności kulturowej. Ta druga to przede wszystkim język, folklor i religia (poprzez religię rozumiem rodzimowierstwo, a nie chrześcijaństwo, które dotarło do Europy z Bliskiego Wschodu i jest ewidentnie obce). Im częściej myślę o etnicznym i kulturowym pokrewieństwie Słowian, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż my, Polacy, powinniśmy postrzegać przedstawicieli pozostałych Narodów Słowiańskich jako swoich półrodaków. A oni nas, oczywiście. Choć każdy z tych Narodów jest odrębnym bytem, zasługującym na suwerenność i indywidualne traktowanie, niewątpliwie ma z nami bardzo dużo wspólnego.


R1b1 - potomkowie Tutenchamona?

A przynajmniej więcej niż Niemcy - użytkownicy języka germańskiego i nosiciele haplogrupy R1b1. Skoro jesteśmy już przy temacie R1b1, to wypada wspomnieć o ciekawostce opublikowanej na stronie Odkrywcy.pl. Portal Odkrywcy sugeruje bowiem, iż w Europie Zachodniej żyje wielu potomków egipskich faraonów. Oto stosowny cytat: “Naukowcy z iGENEA porównali próbkę DNA Tutenchamona z materiałem genetycznym współczesnych Europejczyków. (…) Średnio połowa europejskich mężczyzn miała wspólnych przodków z egipskim władcą. W niektórych krajach było to aż 70% populacji (np. w Wielkiej Brytanii, Hiszpanii i Francji). DNA porównano pod kątem tzw. haplogrup, czyli charakterystycznych, podobnych ze względu na wspólne pochodzenie, serii genów położonych w specyficznym miejscu na chromosomie. Krewnych Tutenchamona ujawniła haplogrupa oznaczona jako: R1b1a2”.


Idea iście rewolucyjna

Wróćmy jednak do problematyki słowiańskiej. Skoro my, Słowianie, jesteśmy genetyczną i kulturową jednością, to powinniśmy wreszcie porzucić wszelkie uprzedzenia i zacząć ze sobą współpracować na zasadzie równości, równorzędności, równouprawnienia, wzajemnego zrozumienia oraz szacunku dla cudzej odrębności narodowej. Jesteśmy rodziną, a przecież w rodzinie powinna panować zgoda, solidarność i - przede wszystkim - miłość. Nadszedł czas, abyśmy przestali patrzeć na siebie z pogardą oraz wyzwolili się spod jarzma uprzedzeń, także tych głęboko zakorzenionych w naszej mentalności. Solidaryzm słowiański jest ideą iście rewolucyjną, gdyż zmusza do porzucenia poglądów wyniesionych z domu, do tworzenia nowej rzeczywistości i do szokowania ludzi zniewolonych przez skostniałe przekonania (to wszystko wymaga nie lada śmiałości). Siejmy miłość, a nie nienawiść! Jak to się mówi: trzeba siać, siać, siać!


Usunąć bałagan! Wprowadzić porządek!

Ważna uwaga: podczas budowania nowych, przyjaznych stosunków słowiańsko-słowiańskich wcale nie należy zapominać o tym, co było w naszej historii złe, nieuczciwe, niesprawiedliwe i patologiczne. Tam, gdzie ma panować miłość, empatia i poczucie wspólnoty, nie może bowiem być miejsca na niedomówienia, kłamstwa i robienie dobrej miny do złej gry. W relacjach między Słowianami nie zapanuje świeżość dopóty, póki nie rozprawią się oni z tym, co stare, paskudne, zgniłe i cuchnące. Pierwszym krokiem do wprowadzenia porządku jest przecież usunięcie bałaganu. Nikt nie mówi, że walka z bałaganem jest łatwa i przyjemna. Nikt nie sugeruje, iż stawienie czoła totalnemu bajzlowi nie wymaga pewnej odwagi. Ale trzeba wziąć się w garść i zlikwidować bezład, żeby następnego dnia obudzić się w przytulnym i pełnym harmonii otoczeniu.


Zrozumienie, przebaczenie, zjednoczenie

My, Słowianie, musimy rozmawiać ze sobą o tym, co było między nami nie tak. Te rozmowy nie powinny jednak polegać na wzajemnym obrzucaniu się oskarżeniami i pluciu na interlokutora, tylko na słuchaniu ze zrozumieniem i wczuwaniu się w sytuację drugiej strony. Bez względu na to, czego dotyczy dyskusja, trzeba być otwartym na argumenty rozmówcy i kulturalnie przedstawiać własne poglądy. Niezbędna jest też odwaga cywilna. Jeśli ktoś kogoś skrzywdził, to powinien przyjąć do wiadomości swoją winę, pojąć jej destrukcyjność, dokładnie ją wyjaśnić, przeprosić za nią, zadośćuczynić pokrzywdzonemu i zacząć wszystko od początku. Pokrzywdzony zaś powinien zrozumieć te wyjaśnienia, przebaczyć przepraszającemu i zgodzić się na restart wzajemnych relacji. To jest trudne jak dżuma i cholera, ale - powtarzam - nikt nie obiecywał, że będzie łatwo.


Nie jestem panslawistką, lecz solidarystką!

Na czym powinny się opierać nowe stosunki słowiańsko-słowiańskie? Na nieformalnej, dobrowolnej, swobodnej i spontanicznej współpracy między obywatelami (oraz, rzadziej, między rządami). Moim zdaniem, nasz słowiański solidaryzm powinien być naturalny, szczery, niewymuszony i bezinteresowny. Nie chcę słyszeć o żadnych formalnych uniach politycznych, paktach, traktatach, koncepcjach federacyjnych i projektach typu Sławia, bo to są mordercy niezależności narodowo-państwowej. Nie uważam się za panslawistkę, albowiem panslawizm kojarzy mi się z dążeniem do stworzenia czegoś na kształt drugiego ZSRR lub Imperium Rosyjskiego. Promuję zatem pojęcie solidaryzmu słowiańskiego.


Kto kocha, ten szanuje

Słowianie powinni się miłować. A jeśli kogoś miłujemy, to szanujemy jego autonomię, liczymy się z jego zdaniem i nie patrzymy na niego z góry. Tam, gdzie jest ucisk, pogarda, agresja, przemoc, strach i uraza, nie można mówić o prawdziwej miłości. Kolejna sprawa, o której warto wspomnieć: jeżeli chcemy mieć z kimś właściwe stosunki, to musimy się koncentrować na tym, co wspólne, podobne, łączące, pozytywne, piękne, dobre i wzbudzające nadzieję na przyszłość. Wiem, że to banalne i odrobinę populistyczne stwierdzenie, jednak czuję się zobowiązana przypomnieć tę prostą prawdę.


Chrześcijaństwo dzieli, pogaństwo łączy

Nas, Słowian, łączą geny, mowa i kultura. Może dobrym pomysłem byłoby symboliczne odwoływanie się do wspólnych tradycji pogańskich? Chrześcijaństwo podzieliło nas na katolików i prawosławnych, a rodzimowierstwo było i jest jedno. W dodatku nasze: własne, tutejsze, swojskie. Dlaczego lekceważymy dziedzictwo naszych przodków? Przecież nie mamy się czego wstydzić! Bądźmy dumni ze swojego pochodzenia i swojej mitologii, nie bójmy się podkreślać tego, co wyróżnia nas na tle innych grup etnicznych!


Pomysły do wzięcia

Następny koncept: promujmy swoją tradycję na zewnątrz, przypominajmy światu o tym, co Słowianie dali innym nacjom i co interesującego robili w dawnych czasach. Czy ludzkość wie, że to właśnie Słowianie wnieśli do kultury postać wampira i wymyślili piwo chmielowe (te i wiele innych ciekawostek można znaleźć na stronie Kns.us.edu.pl/artykuly/dawnislowianie/001.html)? Okazją do zjednoczenia się Słowian i zaprezentowania innym ludom cudów słowiańskości może być Euro 2012 organizowane przez Polskę i Ukrainę. Natomiast wspólne kibicowanie piosenkarce Ewie Farnie i oglądanie komedii “Operacja Dunaj” może przybliżyć do siebie Polaków i Czechów. W jednaniu i jednoczeniu ludności słowiańskiej mogłaby także pomagać antywojenna piosenka “Jugosławia” Leny Katiny oraz utwór Ich Troje pod tym samym tytułem.


Vedno skupaj

Kiedy będzie można powiedzieć, iż solidaryzm słowiański stał się faktem? Wtedy, gdy Polak, słyszący obelgi kierowane pod adresem Rosjan, Białorusinów, Chorwatów, Słoweńców czy Serbów, poczuje się, jakby sam został znieważony. Wtedy, gdy ów Polak będzie w stanie powiedzieć: “Jestem Słowianinem. Obrażając Słowian, obrażasz mnie!”. Zero tolerancji dla antyslawizmu! Precz z pielęgnowaniem urazy, nieufności, niechęci, żalu i złości! Zaperunić te wszystkie negatywne zjawiska! Bratia a sestry, spojte sa! Slovani - vedno skupaj! Ljubav i hrabrost!


Natalia Julia Nowak,
6-7 listopada 2011 roku



P.S. Z badań genetycznych wynika, że gen słowiańskości, czyli R1a1, najczęściej występuje w Polsce i… na Węgrzech. W ogóle wszystko wskazuje na to, iż Naród Polski jest najbardziej spokrewniony z Narodem Węgierskim. Czy to oznacza, że Węgrzy są Słowianami, chociaż posługują się językiem zaliczanym do ugrofińskich? A może na Węgrzech żyją potomkowie Polaków - imigrantów, którzy przybyli tam w czasach polsko-węgierskiego sojuszu (albo odwrotnie: może w Polsce mieszkają potomkowie przybyszów z Węgier)? Nie wiadomo. Jedno jest pewne: powiedzenie “Polak, Węgier - dwa bratanki” ma ręce i nogi. Jeśli to prawda, iż Polakom jest najbliżej do Węgrów, to Państwo Węgierskie powinno być naszym sprzymierzeńcem nr 1. Nie chodzi o to, żeby zrobić z Warszawy drugi Budapeszt, tylko o to, żeby przyjaźnić się z Narodem, który jest prawie taki jak my.

---

Natalia Julia Nowak

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

czwartek, 3 listopada 2011

Ześredniowieczenie mężczyzny

Ześredniowieczenie mężczyzny

Autorem artykułu jest Łukasz Proczek


Witam w XXI wieku! Czasie gdy mężczyzną jest ktoś kto upija się do nieprzytomności. „Mężczyzną” określana jest osoba, która traktuje siebie z wyższością, osoba która kobiety traktuje jak dzikie mięso.

Witam w XXI wieku! Czasie gdy mężczyzną jest ktoś, kto z regularnością zegara atomowego pije; nie, upija się do nieprzytomności w każdy weekend. „Mężczyzną” określana jest osoba która traktuje siebie z cezarową wyższością, osoba która kobiety traktuje jak dzikie mięso. Potrzebne są tylko po to, by zaspokoić siebie i swoje chore pragnienia o utopijnym świecie uległych niewiast. Oto mężczyzna XXI wieku!

Czy miarą mężczyzny nie powinno być stawianie ponad wszystko uczuć kobiety? Czy jeśli tak proste czynności jak: przepuszczenie kobiety w drzwiach, przytrzymanie ich dla niej, ustąpienie miejsca gdziekolwiek, czy to w autobusie, na przystanku, na ławce w parku, gdziekolwiek, mogą sprawić że choć przez ułamek sekundy na Jej twarzy zagości uśmiech, to my, mężczyźni tego świetlanego czasu, nie powinniśmy robić wszystko żeby tak było? Zamiast tego mamy totalne zezwierzęcenie. Kiedyś „mega sprawą” było zabieganie o względy kobiety, dziś tym szczęściem jest jej zaliczenie, uprzednio zmiękczonej alkoholem. Kiedyś szczytem bezczelności było ostentacyjne okazywanie zainteresowania, niezainteresowaną dziewczyną, dziś tej granicy po prostu nie ma. Kiedyś kobieta była szczytem, nirvaną, dziś jest zaledwie postojem w pędzie po szacunek znajomych. Wstydzę się za to ześredniowieczenie…

Nie zamierzam pytać dlaczego tak się dzieje, ani dawać rady komukolwiek. Wtedy, sam takich rad bym nie słuchał. Nie zamierzam populistycznie obwiniać systemu szkolnictwa (swoją drogą byłaby to niezmiernie intrygująca abstrakcja). Rodzice? Nie, oni też nie są winni. Zawsze to nasze decyzje wpływały na nasz los, od zawsze byliśmy odpowiedzialni za to co robimy, zawsze mieliśmy wybór; ścieżkę zarośniętą, trudniejszą, lecz dającą satysfakcję, lub mogliśmy wybrać czystą drogę, którą podróżowały tłumy, zapominając jednak o szacunku dla własnego sumienia.

Wartość każdego z nas to czyny jakie podejmujemy, wartość każdego mężczyzny to uczucia jakie dzięki nam odbijają się na istocie, której zawdzięczamy szczęście. Nie mógłbym wyobrazić sobie obrazu, kiedy kobieta staje się małą, bezbronną i płaczącą dziewczynką, gdy jest smutna przeze mnie.  Myślę jednak, że takie sytuacje, właśnie takie, odciskają na nas piętno które sprawia, że zaczynamy inaczej patrzeć na wszystko to co dzieje się dookoła. Na  to średniowiecze naszych czasów.

Dżentelmen jutra to…

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Czy woli Pan pracować samodzielnie czy w grupie

Czy woli Pan pracować samodzielnie czy w grupie?

Autorem artykułu jest Smak


W tym artykule wyjaśnimy, po co pracodawcy zadają te akurat pytania i jakie odpowiedzi zwykle są dobrze oceniane. Choć podczas rozmów kwalifikacyjnych zwykle padają podobne pytania, osoby szukające pracy często zastanawiają się, jakich odpowiedzi powinni udzielić, aby spodobać się pracodawcy.

Umiejętność pracy w grupie jest niezwykle ważna i rzadko się zdarza, aby na danym stanowisku ktoś mógł pracować całkowicie samodzielnie – nie potrzebując nic od innych. Dla rekrutera ważne jest więc, czy kandydat potrafi współpracować.

Jednak istotne jest też, jakie są naturalne preferencje. Większość z nas jest w stanie pracować zarówno samodzielnie, jak i w grupie. Chodzi o to, w jakich sytuacjach czujemy się lepiej. Jeśli ktoś chciałby mieć dużą samodzielność i nie potrzebuje wszystkiego omawiać na „łonie zespołu”, lepiej gdy odpowie: „nie mam problemu z pracą w zespole, jednak lubię odpowiadać za całość swojego projektu i chętnie przyjmuję pełną odpowiedzialność”. Dla rekrutera jest to wskazówka, że taka osoba nadaje się na stanowisko, na którym dużą część pracy wykonuje sama i dopiero na którymś etapie projektu wchodzi w interakcję z innymi. Zwykle introwertycy potrzebują w pracy trochę „samotności” – zwłaszcza, kiedy pracują nad czymś trudnym i konieczność omawiania tego w szerszym gronie utrudniałaby mu opracowywanie rozwiązań.

Jeśli natomiast ktoś jest typem potrzebującym „bycia w stadzie”, źle czuje się siedząc samemu w pokoju, swoje pomysły chce od razu przedyskutować na forum grupy, lepiej jak o tym powie podczas rekrutacji. Osoba bardzo ekstrawertyczna analizuje problem mówiąc o nim i potrzebuje słuchaczy. Chętnie też dzieli się swoimi emocjami, lubi czuć się częścią grupy.

---

Pozdrawiam serdecznie,
Kamil Nowak
SmakPracy.pl

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

wtorek, 1 listopada 2011

Podryw na portalach społecznościowych

Podryw na portalach społecznościowych

Autorem artykułu jest Praktyczne porady


Portale społecznościowe to znakomite narzędzie do podrywania. Szczególnie osoby nieśmiałe często z nich korzystają do zrobienia wstępnego wywiadu i selekcji kandydatek.

Ich dużą zaletą w kwestii podrywu jest to, że mimo aury „społeczności” są to głównie narzędzia do podglądania nawzajem swojego życia. Można się z nich sporo dowiedzieć. Konkurencja jednak nie śpi i działania na portalu społecznościowy muszą być dobrze przemyślane. Czas zacząć podrywanie na serwisach społecznościowych!

Zacząć musisz od budowy własnego profilu. Musi być ciekawy bo jeśli zginie w tłumie to Twoje szanse przepadną razem z nim. Główne zdjęcie to podstawa. Musi przyciągać wzrok ale niech nie będzie wulgarne. Możesz sobie w ten sposób narobić więcej problemów niż zyskać. Pozostałe zdjęcia też muszą być ciekawe. Bądź na nich w centrum uwagi podczas robienia ciekawych rzeczy. Ordynarnie się też lansuj. Na pierwszy rzut oka może to być śmieszne ale w stylistyce portalu społecznościowego jest to akceptowalne a nawet pożądane. Uważaj tylko na zbytnie samochwalstwo – to zawsze źle wychodzi. Nie bądź też ekshibicjonistą publikującym o sobie wszystkie możliwe informacje. Tajemniczość jest zawsze w cenie. Staraj się też nie koloryzować za bardzo i nigdy nie kłam! Odrobina naginania rzeczywistości to w kontaktach damsko – męskich rzecz naturalna, zwłaszcza na początku znajomości i drobnostki są potem puszczane w niepamięć bądź są okazją do stworzenia anegdot. Poważne kłamstwa jednak zawsze wychodzą na jak i jeśli szukasz kogoś na poważnie to może się to okazać katastrofalne w skutkach.

Kiedy upatrzysz sobie już dziewczynę to napisz do niej bezpośrednio. Nie baw się w komentarze pod zdjęciami. Traktuj je co najwyżej jako dodatek po wysłaniu wiadomości. Sama treść wiadomości musi być ciekawa, oryginalna i dobrze zatytułowana. Urwane zdania to niezły chociaż oklepany sposób na tytułowanie wiadomości. Jeśli chcesz podrywać w Internecie to musisz mieć lekkie pióro (klawiaturę?). Spróbuj nawiązać do czegoś na jej profilu. Mogą to być podobne zainteresowania a także jakieś zdjęcie. Cokolwiek byle tylko mieć punkt zaczepienia a nie komplementować po prostu jej wyglądu bo takich wiadomości czytała już co najmniej dziesiątki i większość, jeśli nie wszystkie, zignorowała. Jeśli wybrałeś sobie na cel kobietę bardzo atrakcyjną to musisz wiedzieć, że takich wiadomości jak Twoja trochę otrzymuje. Liczba wszystkich wiadomości może nawet przekraczać setkę dziennie. I to bardzo wyraźnie. Jeśli Twój profil nie będzie przyciągał uwagi to możesz być całkowicie zignorowany, nawet bez czytania wiadomości. Trzeba się z tym liczyć na portalach społecznościowych, bo to nie serwis randkowy.

Jeśli zdobędziesz już jej uwagę to jesteś mniej więcej w takim samym punkcie jak po nawiązaniu kontaktu na ulicy czy na dyskotece. Nie masz tylko jej numeru telefonu, w najlepszym wypadku namiary przez komunikator internetowy. Postępuj spokojnie, pozostawaj trochę tajemniczy ale staraj się szybko zdobyć numer telefonu by umówić się w „realu”. Samo gadanie przez Internet do niczego nie prowadzi. Kiedy zdobędziesz już jej numer telefonu, postępuj według standardowej metody, którą do tej pory powinieneś mieć już w małym palcu.

Pomyślnych łowów!

--- Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Halloween: za i przeciw

Halloween: za i przeciw

Autorem artykułu jest Joanna Makurat


Wpływ obcych świąt na naszą rodzimą kulturę."Ciemno wszędzie, głuho wszędzie, co to będzie,co to będzie?? "Czy zabawy w przebieranki w przed dzień Święta Zmarłych nadal bulwersują nasze społeczeństwo?

"Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie??

Halloween będzie! Wbrew wrzącej wojny pomiędzy zwolennikami a wrogami tego "obyczaju", obchodzimy, niekiedy bardzo hucznie, w lokalach przy tańcach, mniejsi przebierając się i po "amerykańsku" odwiedzając domy sąsiadów w celu zebrania słodkich przysmaków (często dostając w zamian potok nieprzyjemnych i głośnych słów) Halloween.

Przeciwnicy apelują o spokój i wyciszenie przed Dniem Zmarłych, a nie o wygłupy i przebieranki,nawet zabraniają najmłodszym niewinnych igraszek, a przecież nie ma sposobu by ustrzec dziecko choćby przed niewielkim wpływem obcej kultury, której obyczaje i słownictwo tak silnie już wchłonęliśmy, a rodzime rynki zarabiają na gadżetach.  

Zamiast przepraszam mówimy sorry, często zamiast iść na obiad udajemy się na lunch, osoby samotne mogą być dzięki wpływom obcej kultury dumnymi singlami a ubrania, które niegdyś płowiały, obecnie blakną?  Nasuwa się więc pytanie czy warto tak silnie potępiać te niewinne obchodzenie święta Halloween, które tak naprawdę pochodzi z Irlandii i zapoczątkowane przez Celtów, miało na celu uczczenie duchów zmarłych i wspomnenie ich dusz.

  Pradawne polskie Dziady, obyczaj bardzo silnie kultywowany jeszcze sto lat temu na naszych ziemiach, również w przeddzień pierwszego listopada wprawiał ludzi w odświętny i podniosły nastrój, palono ogniska na rozstaju dróg czy wzgórzach aby przywołać dusze zmarłych, ba w domach zostawiano otwarte okna na noc i strawę na stole, aby zmarli mogli przyjść i posilić się...ogień miał symbolizować pamięć i pozwalał duszom na spokojne odejście w inny świat.

  Obecne znicze(tak licznie ustawiane na groby) nadal symbolizują naszą pamięć o zmarłych, świadczą o naszej trosce o nich nawet po śmierci, o czym chyba wystrojone niczym świąteczne choinki niekiedy groby świadczyć nie mogą, mają chyba być formą przepychu, który ma kłuć w oczy innych, stojących obok...  

Pamiętamy o zmarłych, dekorujemy strojnie ich mogiły, więc czemu nie możemy pozwolić najmłodszym na lekką zabawę z duchami, wydajemy spore kwoty na wieńce i efektowne znicze, więc czemu nie pokusić się o dodatkowy zakup słodkości, aby być przygotowanym gdy ostatniego dnia października zapukają do drzwi upiornie przebrane dzieciaczki??

Następnego dnia one z pewnością udadzą się z rodzinami na cmentarze i mają wpojoną pamięć o zmarłych...na szczęście stare dobre obyczaje tak szybko nie "parują" z naszej kultury i mimo napływu tak wielu obcych wpływów nadal pierwszego listopada poniekąd obchodzimy również pradawne Dziady!

---

www.horoskopowo.net

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl