sobota, 2 czerwca 2012

O bursztynowej komnacie i możliwości poszukiwania.

O bursztynowej komnacie i możliwości poszukiwania.

Autorem artykułu jest Krzysztof Dmowski


Nazywana ósmym cudem świata i poszukiwana przez setki zainteresowanych. W żadnym z możliwych miejsc, gdzie miała przebywać komnata, nie znaleziono ani pozostałości, ani żadnych śladów spalonego bursztynu. Czy komnata mogła zostać zniszczona? Wielu internautów twierdzi również, że zrekonstruowana kopia jest oryginałem.

 

W roku 1701 król pruski Fryderyk I, z bursztynu zajdowanego w Samland, nakazał zbudować w swoim zamku ogromny pokój. Dwaj mistrzowie z Gdańska, Turan i Schaft, rozpoczęli rzeźbienie w bursztynie, natomiast architekt Schluter wraz z majstrem z Tusso zabudowali pokój bursztynowymi płytami o powierzchni pięćdziesięciu pięciu metrów kwadratowych. Na bursztynowych płytach umieszczano płaskorzeźby przedstawiające życie rybaków nad morzem, pejzaże, herby królewskie i sceny alegoryczne, a niektóre szczegóły należało oglądać pod lupą.

W roku 1716 król Fryderyk I darował komnatę carowi rosyjskiemu, Piotrowi I, jako królewski upominek za jego zwycięstwo nad Szwedami pod Połtawą. Zanim komnatę wystawiono na rosyjskim dworze, zatrudniono sześciu majstrów z Królewca, którzy przez kilka kolejnych lat pracowali nad jej dalszym upiększeniem.

Następnie w roku 1777, na rozkaz carycy Elżbiety, przeszło siedemdziesięciu gwardzistów, przez sześć dni pokonując dwadzieścia jeden kilometrów, przeniosło wszystkie elementy bursztynowej komnaty z Petersburga do letniej rezydencji w Carskim Siole. Od tej pory komnata była przedmiotem dumy i zachwytu rosyjskich carów przez niemalże dwieście lat.

Kiedy w roku 1942 wojska niemieckie otoczyły Leningrad, wcześniejszy Petersburg, niemieccy kulturträgerzy zaopiekowali się tym niesamowitym dziełem i umieścili w Królewcu, gdzie zajął się nią dyrektor królewskiego muzeum i wielbiciel bursztynu doktor Rhode. Podobno dr Rhode zamykał się na całe noce w pokoju, gdzie w skrzyniach złożono płyty bursztynowej komnaty i z zafascynowaniem przyglądał się niesamowitemu dziełu. Nie wszystkie źródła są tu zgodne, że komnatę zmontowano tylko raz w Królewcu i to na krótko, bo wciąż trwały naloty aliantów. Według niektórych źródeł komnata w skrzyniach spoczywała w Królewcu do piątego kwietnia 1945 roku.

Następnego dnia wojska radzieckie uderzyły na Niemców w Królewcu. Na kilka dni zniknął dr Rhode i nikt nie potrafi powiedzieć, co się z nim w tym czasie działo. W tym czasie wojska radzieckie nie zastały bursztynowej komnaty w Królewcu. Piątego dnia pojawił się w muzeum dr Rhode, który pragnął dalej pracować w muzeum. Poinformował radzieckich muzealników, że bursztynowa komnata, podobnie jak wiele innych ukradzionych skarbów, została wywieziona w głąb Niemiec na długo przed wkroczeniem Armii Czerwonej. Sumienność w pracy dr Rhode przekonała Rosjan do wiary w jego słowa. W tym czasie opiekę nad zamkiem przejął prof. Barsow, który stwierdził, że Rhode jest godny zaufania. Jednak zaufanie zostało podważone, kiedy prof. Barsow, zauważywszy dym z zamkowej wieży, natychmiast tam pobiegł i zastał dr Rhode palącego w ognisku jakieś dokumenty. Rozdrażniony prof. Barsow zamierzał aresztować dr Rhode, ale w końcu przyjął, że stary, zdziwaczały Niemiec palił jedynie prywatne listy.

Kolejne podejrzenia powstały w głowie Barsowa, kiedy piętnastego grudnia 1945 roku dr Rhode nie przyszedł do pracy, po trzech dniach dowiedział się, że dr Rhode i jego żona zmarli na dyzenterię (czerwonkę) dwa dni wcześniej. W czasie śledztwa ustalono, że akt zgonu wystawił lekarz, który nagle zniknął. Jedne źródła donoszą, że nie udało się ustalić miejsca spoczynku zwłok, zaś inne podają, że po ekshumacji okazało się, że to nie dr Rhode leży w grobie.

Powstało kolejne zapytanie na temat powodu zniknięcia zwłok małżeństwa Rhode. Być może ktoś ich zamordował, aby tajemnica bursztynowej komnaty pozostała ukryta, a śledztwo ujawniłoby przyczynę zgonu.

Jeden z radzieckich dziennikarzy odnalazł prywatne listy dr Rhode, w których natknął się na informację o możliwości wywiezienia skarbów na terenie majątu rodziny pruskich junkrów Szwerinów w Dzikowie, nieopodal Górowa Iławieckiego. Gdzie — jak wynikało z listu — jeździł dr Rhode. Po tych informacjach postanowiono przeszukać majątek w Dzikowie. Penetracja nie przyniosła żadnych rezultatów.

Wśród znalezionej niemieckiej korespondencji pomiędzy dwoma hitlerowskimi oficerami znaleziono notatkę podpisaną „akcja bursztynowa komnata”. Według tej notatki komnata miała zostać umieszczona w punkcie o kryptonimie B-3, a wykonanie potwierdzała inna notatka, w której można przeczytać, że akcję wykonano, a następnie wysadzono budynek.

Niektórzy podejrzewają, iż miejscem spoczynku Bursztynowej Komnaty jest zamek Książ, w którym kilkuset jeńców zacierało ślady istnienia podziemnych pomieszczeń. Dziś badania w zamku Książ są niemożliwe do wykonania, gdyż w nim mieści się instytut pomiarowy, używający niezwykle czułych urządzeń, co dla mnie jest już zieloną lampką. O ile Bursztynowa Komnata istnieje, to szukałbym jej właśnie tam. Sprawa wygląda na szytą grubymi nićmi, bowiem nie można stwierdzić, czy jakiś człowiek dobrze wiedzący o spoczywaniu niesamowitych skarbów nie zabezpieczył ich w taki właśnie sposób.

Pojawiły się także podejrzenia, że zrekonstruowana w latach 1979-2003 bursztynowa komnata, która została umieszczona w pałacu Katarzyny, jest oryginałem. Między innymi odnalezieniem bursztynowej komnaty w latach powojennych interesowało się KGB i jeżeli były jakieś wskazówki, to z całą pewnością przy użyciu możliwych środków, zostały one sprawdzone.

Czy można jednak nie doceniać inteligencji hitlerowców, którzy w sprawach strategii i logiki należeli do mistrzów i zawsze posiadali kilka możliwych do zrealizowania opcji? Z przyczyn, które trudno jest wyjaśnić, wiele obiektów będących w czasie drugiej wojny w rękach Niemców, do dziś nie zostało należycie zbadanych. Wielu z nich podziwiało sztukę i znali wartość przedmiotów, a jak ukazuje historia, za cenne przedmioty kupowali sobie życie, albo przywileje już po upadku III Rzeszy.

Ciekawostką może być również fakt, że w przypadku wielu poszukiwaczy (nie poszukiwaczy amatorów), występowały pogróżki, jeżeli prace będą kontynuowane, to poszukiwacza spotka coś przykrego. Podobno nawet w kilku przypadkach coś się wydarzyło.

Pozostają również stosunki polityczne oraz polskie prawo. Jeżeli bursztynowa komnata stanowiąca nadal własność Rosji zostałaby odnaleziona w Polsce, nasz rząd bezsprzecznie oddałby ją właścicielowi, tymbardziej, że sprawy znalezisk nie są uregulowane na wysokim poziomie jak ma to miejsce w krajach cywilizowanych, gdzie znalazca jest właścicielem, a prawo do pierwokupu mają muzea. Polska ustawa tak przedstawia prawo: "Kto bez pozwolenia albo wbrew warunkom pozwolenia poszukuje ukrytych lub porzuconych zabytków, w tym przy użyciu wszelkiego rodzaju urządzeń elektronicznych i technicznych oraz sprzętu do nurkowania, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny" - art. 111 ust. 1 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami (Dz.U. z 2003 r. nr 162, poz. 1568 ze zm.) Każdy znaleziony przedmiot należy przedstawić konserwatorowi zabytków. W świetle tej ustawy małe są szanse na jakiekolwiek dochody ze znaleziska, bo aby kopać należy posiadać pozwolenie wojewódzkiego konserwatora zabytków, a to obejmuje wylącznie określone przedmioty ruchome.

Opracowano na podstawie: Zbigniew Nienacki „Wyspa Złoczyńców”; „Sfinks — tajemnice historii”.

---

Krzysztof Dmowski
http://www.kdpowiesci.republika.pl/

Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz